25.03.2014

#40. Harry (część 2)




     Ten listopadowy, wczesny ranek był niesamowicie mroźny. Mimo, że miałem ubraną czapkę, rękawiczki i najcieplejszą kurtkę, jaką znalazłem w swojej szafie, moje ciało drżało. Wiatr z minuty na minutę wiał coraz mocniej, sprawiając, że moje policzki przybrały kolor dojrzałego, czerwonego jabłka. W ręce trzymałem trzy białe róże, które udało mi się zdobyć wczoraj przed zamknięciem kwiaciarni. Było około czwartej nad ranem, a dookoła panowała szarość. Mgła skutecznie przeszkadzała mi w dostrzeżeniu najbliższego otoczenia. Ledwie widziałem gdzie idę. Lecz nawet gdybym był ślepy dotarłbym tutaj bez problemu. Kiedy człowiek codziennie pokonuje tą samą drogę od pół roku, to w końcu pamięta ją na pamięć. 

Dotarłem na miejsce kilka minut później. Cmentarz. Od lipca to prawie mój drugi dom. Przychodzę tu codziennie. I codziennie zadaję sobie pytanie "dlaczego?".
I zawsze odpowiadam na nie "bo jesteś kompletnym idiotą, nieudacznikiem i dupkiem Styles. Nie zasługujesz na nic". Tak, tak właśnie jest. Nienawidzę siebie. 
Na nagrobku, srebrnymi literami widniało imię i nazwisko dziewczyny. Dziewczyny z którą chciałem spędzić resztę życia, z którą chciałem się ożenić i mieć dzieci. 
Ta jedna noc. Zmieniła wszystko. 
Pochyliłem się i położyłem na grobie trzy zmarznięte, białe róże. To były jej ulubione kwiaty. 
Poczułem łzę spływającą po moim zmarzniętym policzku, jednak szybko ją wytarłem. Za dużo już płakałem. 
Chciałem ją zobaczyć, dotknąć, przytulić, pocałować... Ale to nie możliwe. 
Gdybym tylko mógł cofnąć czas. Miała rację, mówiąc, że ćpałem. Miała racje, mówiąc, że nigdy nie dotrzymuję słowa. Zawsze we wszystkim miała rację. Obiecałem jej, że będę ją chronił, bez względu na wszystko i co? Złamałem tą obietnicę. To przeze mnie, ona nie żyje. Przez to, że byłem na tyle głupi i nieodpowiedzialny, i po każdej naszej kłótni chodziłem do baru, żeby się upić.
Przeklinam ten dzień, kiedy próbowałem się do niej dobrać, chociaż ona wyraźnie dawała mi do zrozumienia, że nie chce.
"I to wszystko przez alkohol, narkotyki i twoje zachcianki Styles" odzywa się moje sumienie. "Gdybyś potrafił normalnie z nią porozmawiać, nic by się nie stało". "Zamknij się!" - starałem się uciszyć głos w mojej głowie, ale on ciągle powracał i przypominał mi, że to moja wina.
Jak mogłem jej coś takiego zrobić. Tak ją kochałem...

Odwróciłem się i już chciałem odejść, kiedy zobaczyłem dziewczynę. Zobaczyłem ją, to była [T.I.]. Siedziała na jednym z nagrobków, ubrana tylko w zwiewną różową sukienkę. Miała odkryte ramiona i gołe stopy. Na dworze był mróz, ale nie sprawiała wrażenia jakby ją to obchodziło. Miała bladą twarz, a jej zielone oczy zupełnie straciły swoją barwę. Teraz były stalowo-szare. Stałem w miejscu, jakbym był z kamienia. Nie potrafiłem się ruszyć. Ta cała sytuacja... Zobaczyłem ducha. Prawdziwego ducha, mojej zmarłej dziewczyny...
- Harry - wyszeptała cicho, a w jej głosie można było usłyszeć... Współczucie? 
Chciałem do niej podejść, przeprosić, błagać o przebaczenie, ale nie mogłem. Coś trzymało moje nogi i nie potrafiłem zrobić nawet kroku. Widząc to, dziewczyna podeszła do mnie powoli. 
- Nie bój się, nie skrzywdzę cię - kolejny raz wyszeptała. 
- [T.I.] ja... - zacząłem. 
- Shhh, wiem Harry, wiem. Po prostu o mnie nie zapomnij, dobrze? - jej oczy wpatrywały się w moje szukając w nich odpowiedzi. 
- Nie zapomnę, nigdy. Zawsze będę o tobie pamiętał. Kocham cię - po tych słowach rozpłynęła się w mgle. Nigdy więcej jej nie widziałem. Ale ten jedyny raz, te kilka minut wystarczyło, żebym przestał czuć się winny. Brzmi to cholernie dziwnie, ale tak było. Ona mi wybaczyła, a to było wszystko czego pragnąłem. 
Wróciłem do domu i postawiłem z powrotem jej zdjęcie na biurko. Po jej śmierci, schowałem je, bo nie mogłem znieść tego widoku. Jej radość na fotografii powodowała tylko, że mój ból po jej stracie był coraz większy. Jednak teraz z przyjemnością codziennie będę powracał do tych cudownych chwil, które spędziliśmy razem. Wiem, że ona zawsze będzie ze mną, tak samo jak ja do śmierci będę o niej pamiętał.

~Nicki