26.04.2013

#26. Harry (Część 3)




           Część 2



- Harry, co się stało? Dlaczego wybiegłeś, tak bez słowa? Czemu płaczesz? - zapytała zszokowana.
-[T.I.] posłuchaj....

Nastała chwila ciszy. Nie wiedziałem co mam jej powiedzieć? Tak wprost? Nie dam rady. Ale przecież i tak się dowie.
-HARRY! -krzyknęła -co się do jasnej cholery dzieje! Powiesz mi, czy sama mam się dowiedzieć?
-Dobrze, już nie krzycz. Anabell, ona... ona... ONA NIE ŻYJE - powiedziałem na jednym wdechu.
-Cco? Co ty powiedziałeś? Żartujesz teraz prawda?
-Nie [T.I.] mówię jak najbardziej poważnie.
-Ale...ale przecież wszystko było w porządku...- zaczęła szlochać. Bez wahania przytuliłem ją mocno.
-Ciii - próbowałem ją uspokoić, gładząc jej włosy - widocznie tak musiało być. To nie my wybieramy nasz los. To Bóg o nim decyduje. Może tak będzie lepiej, dla nas i dla niej...
-Zostaw mnie!
-Uspokój się.
-Nie rozumiesz? WYJDŹ! - odepchnęła mnie od siebie, opadła na poduszkę i odwróciła głowę.
Zszokowany jej zachowaniem, zrobiłem to o co prosiła. Stałem na korytarzu. Emocje wzięły nade mną górę. Uderzyłem pięścią o ścianę i zacząłem płakać.
Nagle wpadłem na pewien pomysł. Wróciłem do jej sali.
-Chcesz zobaczyć Darcy? - zapytałem bez owijania w bawełnę.
-Kazałam ci wyjść!
-Chcesz ją zobaczyć, czy nie? - nie odpuszczałem.
-NIE! Nie chcę jej widzieć. Nie chcę jej. To nie jest moja córka - upierała się.
-[T.I.] jak możesz tak w ogóle mówić?! - teraz to się zdenerwowałem.
-Myślisz, że to jest takie łatwe? Nie wiem czy szykować pogrzeb czy przyjęcie na cześć nowego członka rodziny. Cieszyć czy płakać... - jej głos stopniowo cichł.
-Mnie też nie jest z tym łatwo. Ale musimy żyć dalej. Nie da się cofnąć czasu.
-I jak ty to sobie wyobrażasz?
-Ty, ja, Darcy. Jedna kochająca się rodzina.
-Ty lepiej postaraj się o adopcję. Nie będę jej wychowywać. Ona zawsze będzie mi przypominać Anabell - w tym momencie zaczęła głośniej płakać - zawsze będę widzieć tą drugą obok niej. An oddała swoje życie, żeby Darcy mogła żyć. Nie rozumiesz tego?
Nie wytrzymałem w tym momencie. Wybiegłem z sali i skierowałem się do izby przyjęć. Nie pytając nikogo o zgodę, wziąłem wózek inwalidzki i biegiem wróciłem po [T.I.].
Ta była bardzo zdziwiona moim widokiem. Nie zważając na jej sprzeciwy, wziąłem ją na ręce i posadziłem na wózku. Popchnąłem go w stronę drzwi i skierowałem się do sali, w której leżała nasza córka.
-Harry, co ty robisz?! - krzyczała. Nie obchodziło mnie to.
-Kurwa, [T.I.]. To jest nasze dziecko i my to dziecko wychowamy, czy ci się to podoba czy nie. Możesz sobie krzyczeć ile chcesz, ale ja i tak nigdy jej nie oddam. Choćbym miał się nią sam zaopiekować. Pokochasz to maleństwo jak tylko je zobaczysz.
Podjechałem wózkiem pod inkubator, w którym leżała Darcy. Kątem oka widziałem jak [T.I.] zaczęła się uśmiechać. Dotknęła palcem szyby, która narazie chroniła naszą córeczkę.
-Jaka ona maleńka - powiedziała szeptem.
-Śliczna, prawda?
-Tak. Jest najpiękniejszym dzieckiem jakie widziałam - z jej oczu popłynęły łzy. Teraz jednak byłem pewien, że były to łzy szczęścia.
-Ma to po mamusi - pocałowałem ją i otarłem łzy, które spływały jej po policzkach.
-Kocham cię Harry.
-A ja kocham was obie. Ciebie i naszą maleńką Darcy.

_______________________________________________

No i jak? Myślę, że nie takiego zakończenia się spodziewaliście. Mam nadzieję, że się podoba.
Jedne komentarz PROSZĘ! ;(
Teraz tylko do 1500 wyświetleń! ;>
Kocham Was <3
~Nicki

25.04.2013

#25. Liam /Falling Star (Część 3)/

Mam dla Was trzecią, ostatnią część Liama o spadającej gwiazdce i spełnionych życzeniach. Może wzruszający, przejmujący? Sami się przekonajcie i dajce mi znać :3 Tymczasem życzę miłej lektury i miłego dnia <3






Myśl o powrocie do domu oznaczała dla mnie powrót do szarej rzeczywistości. Teraz, właśnie teraz było idealnie, a ja odzyskałam poczucie bezpieczeństwa, które utraciłam po śmierci taty. Liam trzymał mnie mocno w ramionach i zauważając, że moje myśli są daleko, zapytał „o czym myślisz?”. Opowiedziałam mu o wszystkich wątpliwościach,a on nic nie mówiąc ujął mnie za dłoń i pociągnął za sobą. Wyszliśmy z domu i ruszyliśmy w znaną tylko jemu stronę. Był ciepły wieczór, ale mimo to po moim ciele przechodziły dreszcze. Nie umknęło to jego uwadze. Otulił mnie swoją za dużą bluzą, objął w pasie i prowadził, a ja nie pytałam nawet, dokąd. Z każdym krokiem coraz wyraźniej słyszałam szum fal – zbliżaliśmy się do plaży. Milczeliśmy, a mnie wystarczyła jego obecność. Pod stopami poczułam ziarenka piasku. Przed nami rozciągała się długa, dzika plaża. Liam ujął moją dłoń w swoją i zaprowadził na molo. W około nie było żywej duszy, byliśmy sami. Usiedliśmy na deskach i zdjęliśmy buty. Mocząc delikatnie stopy w zimnej wodzie, rozmawialiśmy szeptem o wszystkim. Mogłam z nim dzielić wszystkie przemyślenia, wątpliwości i czuć się przy tym swobodnie. On pytał o moje życie, ja również zadawałam wiele pytań. Po kilku godzinach spędzonych na rozmowie, poczułam się zmęczona. Opadłam na deski molo i patrzyłam w niebo. Liam ułożył się obok mnie i objął. On też spoglądał w górę.
To znowu się stało - błyszczący punkcik spadający w dół. Leżąc na piersi Liama, wiedziałam, że poprzednie życzenie się spełniło. Do szczęścia w tej chwili nie brakowało mi niczego, więc sama o nic nie poprosiłam. „Liam, pomyśl życzenie, szybko!” ponagliłam go. Przymknął oczy i leżał tak dłuższą chwilę. Nie przeszkadzałam mu. Po chwili podniósł się i podał mi dłoń. Wstałam, on objął mnie w pasie i ruszyliśmy w drogę powrotną.

Kartka z pamiętnika [T.I]

***Jak okazało się kilka lat później jego dom stał się naszym domem. Od dnia, kiedy się pierwszy raz spotkaliśmy, byliśmy nierozłączni. Każdą chwilę spędzaliśmy razem. Mama bardzo polubiła Liama i cieszyła się moim szczęściem. Nie protestowała, kiedy oznajmiłam jej, że wprowadzam się do ukochanego.
Przeprowadzka, każdy nowy dzień zaczynał się widokiem śpiącego Liama tuż obok, z każdą minutą coraz bardziej poznawaliśmy siebie - tak minęły kolejne 2 wspólne lata. Było idealnie, nie chcieliśmy tego zmieniać. Liam stwierdził jednak, że chce umocnić to, co jest między nami.
Jak mieliśmy w zwyczaju, wybraliśmy się na kolejny długi, wieczorny spacer. Nigdy nie zastanawiałam się, gdzie idziemy – nie musiałam się zastanawiać, przy nim żyłam chwilą. Dotarliśmy na molo, gdzie kiedyś przegadaliśmy całą noc. Usiedliśmy w tym samym miejscu i wspominaliśmy te chwile. Ze szczęściem zauważyłam, że pomiędzy nami jest tak dobrze, jak dwa lata temu. Właśnie w tym momencie Liam wyciągnął z kieszeni czerwone pudełeczko. Byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. Z radości przewróciłam ukochanego na deski mostu, krzycząc „TAK!”.
Kiedy nie było w moim życiu Liama, przesiadywałam w swoim pokoju i marzyłam o lepszym życiu. Patrząc na moje marzenia z perspektywy czasu, mogę z całą pewnością powiedzieć, że poranki w ramionach mojego ukochanego są o wiele wspanialsze od historii tworzonych w głowie. Nigdy nie musiałam się niczego obawiać, czułam się doceniana i kochana.
Rok później zorganizowaliśmy kameralny ślub – tylko ja, on i nasi najbliżsi. Choć nie było hucznie, dla mnie ten moment był perfekcyjny. Lubiłam do niego powracać myślami, nadal lubię…
*** Teraz, mając 73 lata, siedząc w bujanym fotelu, nie żałuję swojego życia. Patrzę na moje pomarszczone dłonie i przypominam sobie moment, kiedy Liam wkładał mi na palec obrączkę. Teraz nie ma go w domu, wyprowadza naszego poczciwego psa na spacer… zawsze wychodzi popołudniami, a ja mam czas dla siebie. Nie zostało mi go dużo, czuję się coraz słabsza. Z minuty na minutę ubywa mi sił, ale nie chcę pokazywać tego przed Liamem. Tak strasznie boję się go tutaj zostawić. Jeśli jednak tak się stanie chcę, żeby wiedział:



Mój Najdroższy,
Nigdy nie opowiadałam Ci o tym…. kiedy kilkadziesiąt lat temu, gdy nie było Cię jeszcze w moim życiu, siedziałam w gwieździstą noc na balkonie i zobaczyłam na niebie spadającą gwiazdę. Pomyślałam życzenie: „Pragnę tylko osoby, która wypełniłaby moje życie i była dla mnie wsparciem”. Wierzę mocno, że jesteś jego spełnieniem.
Wiedz, że zmieniłeś moje szare życie w najcudowniejsze chwile. Jesteś dla mnie najważniejszy, a moje serce jest całkowicie wypełnione Tobą. Niczego w życiu nie żałuję.
Nie wiem, ile czasu mi pozostało, więc chcę, abyś wiedział, że kocham Cię nade wszystko i nawet, kiedy mnie tutaj zabraknie, moja miłość będzie wieczna. Nigdy nie zapomnę, ile dla mnie znaczysz, jak wiele mi dałeś. Nie oglądaj się w przeszłość, żyj dalej, a ja mocno wierzę, że kiedyś się spotkamy i będziemy wiecznie razem.

Wdzięczna za wszystkie wspólne lata,
[T.I]


Śmierć nadchodziła, czułam ją. Byłam jednak przygotowana. Żal było mi zostawiać Liama, ale wiedziałam, że sobie poradzi. Dziękowałam Bogu za niego i za to, że nie musi mnie teraz oglądać. Chciałam odejść w spokoju, nie patrząc na cierpienie mojego ukochanego. Zamknęłam oczy, czując jak resztki sił ulatują z mojego ciała.


*** (z perspektywy Liama)
„Siedzę teraz przy Twoim grobie i nadal nie potrafię uwierzyć w to, że odeszłaś. Czytam po raz kolejny napis na nagrobku i nie potrafię przyswoić sobie tej myśli, że już nigdy nie ujmę cię za dłoń. Znalazłem dzisiaj pod Twoim bujanym fotelem notatnik oprawiony w skórę i pióro. Otworzyłem go, wiedząc, że nie byłabyś na mnie zła” siedziałem pośrodku cmentarza na drewnianej ławeczce i szeptałem cicho. Czułem, że łzy napływają mi do oczu, kiedy po raz kolejny czytałem wpis z notatnika skierowany do mnie. W mojej głowie brzmiały jej słowa „nawet, kiedy mnie tutaj zabraknie, moja miłość będzie wieczna”. To wszystko nie było dla mnie łatwe. Nie chciałem się załamywać, bo wiedziałem, że ona z troską będzie mnie bacznie obserwować z góry. Spojrzałem w niebo i po raz kolejny wyszeptałem „Ja również nie zdążyłem ci nigdy tego opowiedzieć… pamiętasz dzień, kiedy się poznaliśmy? Byliśmy nocą na molo, a Ty leżałaś wtulona w moje ramiona. Wtedy ujrzeliśmy spadającą gwiazdę, a ja zamknąłem oczy i pomyślałem życzenie: /Chcę mieć ją przy sobie na zawsze…/. Udało się nam, a Ty byłaś spełnieniem mojego życzenia. Wiedz, że nadal Cię kocham i nadal mam Cię przy sobie… w sercu.
Do zobaczenia”.
Podniosłem się z ławki i ruszyłem powoli w stronę bramy cmentarza. Musiałem wrócić do pustego domu, gdzie już nigdy nie zabrzmi jej wspaniały śmiech… Wiedziałem jednak, że niebawem znów z nią będę.

~ Wilma

21.04.2013

Imaginy na zamówienie

MACIE JAKIEŚ ŻYCZENIA? POMYSŁY?
Napiszcie w komentarzach. Postaramy się je wszystkie zrealizować ♥

~Nicki 
~Wilma

#24. Niall


MIŁEGO CZYTANIA! ♥

W końcu nadszedł ten upragniony dzień. Ślub. Mój i Nialla. Od dzisiaj miałam już na zawsze przyjąć nazwisko Horan. Brakuje mi słów, żeby opisać co czułam. Na pewno wielkie szczęście i ogromną miłość do mojego narzeczonego. Była 7:00, stałam w łazience i myłam zęby, kiedy usłyszałam, że ktoś dobija się do drzwi. Otworzyłam je ze szczoteczką w ręku. Do środka bez żadnego uprzedzenia wpadły moja przyjaciółka Nelly, razem z fryzjerką i kosmetyczką. Spodziewałam się ich, ale trochę później. Uroczystość rozpoczynała się o 12:00, zatem było jeszcze trochę czasu.
Szkoda, że nie może być ze mną teraz mojej mamy... Mam nadzieję, że będzie naszym aniołem stróżem. Ciekawe co sobie teraz myśli... Podoba jej się mój wybranek? Nawet nie zdążyła go poznać. Myślę, że polubiłaby go. Gdyby nie ojciec, wszystko zapewne potoczyłoby się inaczej i moja mama mogłaby zobaczyć mnie w sukni ślubnej. Nienawidzę go i nie chcę znać. Ja nie mam ojca.
Tak mówiąc o sukni, wspominałam już, że ta, którą wybrałam była najpiękniejszą sukienką na świecie? Sporo mnie kosztowała, ale to w końcu tylko jeden taki dzień w całym życiu. Raz się żyje! Była zwykła, klasyczna, ale na mnie zrobiła ogromne wrażenie! Zobacz ją! KLIK
Trzy kobiety, które nawet się ze mną nie przywitały, zaczęły chaotycznie krążyć po moim domu szukając różnych rzeczy, które były im potrzebne. Na początek razem z Nelly dałyśmy sobie maseczki na twarz. Później zaczęły się wielkie przygotowania. Dziewczyny były niezastąpione. Oczywiście nie obyło się bez małych komplikacji. Przypadkowo zrobiłam w moich białych rajstopach dziurę. Na szczęście miałam drugą parę. Zrobiły mi makijaż i fryzurę, następnie wcisnęły w sukienkę. Na końcu, fryzjerka, malutkimi spineczkami wpięła welon w moje włosy. Wstałam, ubrałam białe szpilki i podeszłam do lustra w salonie. Wyglądałam pięknie. Czułam się niczym księżniczka z bajek Disney'a. Dochodziła 10:30. Moje znajome zajęły się  teraz Nelly. Ona również wyglądała przepięknie. Miała ubraną tą sukienkę: KLIK .

*Tymczasem u Nialla*
-Greg! Cholera pośpiesz się! Gdzie są obrączki?!
-Niall, bracie uspokój się! Wszystko pod kontrolą. Mamy jeszcze godzinę.
-Tak, wiem, ale jestem taki przejęty... Chcę, żeby wszystko było dopięte na ostatni guzik - mówił zdenerwowany.
-Przecież jest. Nie martw się! Wszystko będzie dobrze.
-Mam taką nadzieję.

*Twój dom*
Chciałam, żeby nasz ślub był jak z bajki, gdzie ojciec zawsze prowadzi do ołtarza swoją córkę. Ja nie chciałam znać mojego taty, więc poprosiłam mojego starego dobrego przyjaciela, żeby zrobił to za niego. Długo go namawiałam, jednak w końcu się zgodził. Byłam mu za to bardzo wdzięczna. Starałam się traktować go jak starszego brata, którego nigdy nie miałam. To on załatwił nam podwózkę do kościoła. Obiecał mi, że bardzo się postara, żebym miała cudowny ślub. Jednak nie chciał mi powiedzieć czym dokładnie pojedziemy. 11:30, dzwonek do drzwi.
-Zapraszam piękne panie do powozu - powiedział ceremonialnie Jackson.
Chłopak usunął się na bok, a ja zobaczyłam stojącą na ulicy, karetę z dwójką białych koni. Mówię poważnie. Tego to ja się nie spodziewałam. Stałam tam i nie wiedziałam co zrobić.
-Jej... Jackson..DZIĘKUJĘ - rzuciłam się mu na szyję.
-Hej! Pognieciesz suknię! - miał rację. Stanęłam z powrotem na ziemi i poprawiłam strój - Pięknie wyglądacie - powiedział i uśmiechnął się ciepło - A teraz wychodźcie, bo się spóźnimy.
-Jasne...ale powiedz mi... Czy Niall o tym wie? - wskazałam palcem na koniki.
-Pewnie, że wie! To w zasadzie był jego pomysł.
-Czyli wszystko jasne - zaśmiałam się. Nelly chwyciła moją białą torebeczkę, bukiet białych kwiatów i klucz od domu.
-Jesteś pewna, że masz wszystko?
-Nie - uśmiechnęłam się - ale jedźmy już, bo naprawdę nie chcę się spóźnić na własne wesele.
Nasz ślub odbywał się w Mullingar, w małym kościele. Nie chcieliśmy robić wielkiego przyjęcia. Wspólnie uznaliśmy, że mała, kameralna uroczystość będzie lepsza. Nelly zamknęła moje mieszkanie i wspólnie w trójkę udaliśmy się do powozu. Woźnica ruszył. Spojrzałam na moje ręce, które całe trzęsły mi się ze zdenerwowania. I nagle zdałam sobie sprawę, że nie zabrałam rękawiczek!
-No nie! Zapomniałam rękawiczek! - zaczęłam dramatyzować.
-Ale ja nie zapomniałam - powiedziała Nelly i wyciągnęła je ze swojej torebki - byłam ciekawa kiedy to zauważysz - zaśmiała się.
-Dzięki! Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła.
Stukot kopyt ustał. Znaleźliśmy się przed kościołem. Pierwszy wysiadł Jackson. Pomógł wyjść, najpierw Nelly, a później mi. Przed budynkiem zobaczyłam samochody naszych gości, jednak nikogo nie zauważyłam. Wszyscy musieli być już w środku. Zerknęłam na ogromną tarczę zegara na wieży kościoła i zobaczyłam, że właśnie wybiła 12:00. Niepewnie zaczęłam kroczyć w kierunku drzwi. Nelly już tam pobiegła.
-Jackson?
-Słucham.
-Obiecaj, że nie pozwolisz mi się przewrócić - zaśmiałam się.
-Jak tylko sobie życzysz - uśmiechnął się.
Chwyciłam go pod ramię i razem weszliśmy po schodach. On otworzył drzwi. Zamarłam. Tyle ludzi i każdy utkwił swój wzrok w mojej osobie. Jednak kiedy zobaczyłam mojego ukochanego, który czekał na mnie przy ołtarzu, mimowolnie się uśmiechnęłam. Chciałam tam podbiec i go pocałować, ale wiedziałam, że muszę się powstrzymać. Zaczęliśmy iść. 'Jeszcze tylko kawałek' myślałam. W końcu Jackson chwycił moją rękę i podał ją Niallowi. Byłam taka szczęśliwa. Oboje się do siebie uśmiechaliśmy. Najcudowniejsza chwila w całym moim dotychczasowym życiu.
Nadeszła najważniejsza część. Ksiądz podszedł do nas i powiedział:
-Jeżeli jest tutaj ktoś, kto nie zgadza się na to, aby ta dwójka zakochanych ludzi zawarła dzisiaj związek małżeński, niech wstanie i przemówi teraz, albo zamilknie na wieki.
Zamarłam na chwilę. 'Proszę, żeby nikt nie wstał, proszę' powtarzałam w myślach.
-JA! - wykrzyczał ktoś i wstał. Odwróciłam się i nie dowierzałam własnym oczom. Mój ojciec?!?! Co on tu robi? Przecież go nie zaprosiłam! Skąd w ogóle wiedział, że dzisiaj biorę ślub?!?!
Dosyć. Wyrwałam rękę z uścisku Nialla i wybiegłam z kościoła. Nie wierzę, że mi to zrobił! To miał być najlepszy dzień mojego życia. Strumienie łez spływały po moich policzkach. Słyszałam jak Niall za mną krzyczał, ale nie odwróciłam się. Po drodze zgubiłam gdzieś buty. Nie wiem czy chłopak biegł za mną. Boso udałam się w miejsce, w którym się poznaliśmy. Ludzie dziwnie patrzyli się na dziewczynę w sukni ślubnej i z rozmazanym makijażem na całej twarzy, ale nie przejmowałam się tym. Nie mogłam uwierzyć w to co się przed chwilą stało. Usiadłam na murku, który otaczał fontannę i znów zaczęłam szlochać. Niespodziewanie ktoś chwycił mnie za ramię. Podniosłam głowę i zobaczyłam niską staruszkę.
-Kochana! Nie płacz. Co się stało? - kobieta usiadła obok mnie.
-To przez mojego ojca. On...on - znów wybuchłam płaczem. Nie wiem dlaczego, ale czułam, że mogę jej powiedzieć wszystko.
-Wszystko będzie dobrze moja droga. Zawsze najpierw musi być źle, żeby później mogło być dobrze.
-[T.I]!
-A nie mówiłam! Chyba ukochany po ciebie biegnie - uśmiechnęła się staruszka, uścisnęła moją dłoń i odeszła.
-Dziękuję pani.
Niall podbiegł do mnie kilka sekund później. Bez zbędnych słów mocno mnie przytulił. Czułam się taka bezpieczna w jego ramionach.

*Rok później*
-Czy ty [T.I.] [T.N.] bierzesz sobie Nialla Horana za męża?
-Tak.
-Czy ty Niallu Horanie bierzesz sobie [T.I.] [T.N.] za żonę?
-Tak.
-Ogłaszam Was mężem i żoną! Teraz pan młody, może pocałować pannę młodą.
Niall odsłonił welon z mojej twarzy i delikatne z czułością i wielką miłością mnie pocałował.
Założyliśmy sobie obrączki.
Happy end? Zdecydowanie tak. Niall od dzisiaj jest moim mężem, a pod moim sercem rozwija się nasza malutka córeczka Julie.

____________________________________________________

Hej!
Wszystko ładnie pięknie, tylko dlaczego nie komentujecie? ;< Jestem smutna.
Myślę, że się podobało. Mnie ogólnie zadowala ten imagin.
Co myślicie?

~Nicki

20.04.2013

#23. Harry (Część 2)

Zapomniałam napisać przy pierwszej części,
że Harry jest normalnym chłopakiem.
One Direction nie istnieje.
Część 1


-Harry!!! Aaaa! Boli!!! - zaczęłam krzyczeć, zaraz po tym jak poczułam nagły i bolesny skurcz.
-[T.I.] jedziemy do szpitala! Wytrzymaj jeszcze chwilę! Uspokój się i oddychaj! - zaczął mnie uspokajać i przyspieszył.

Kilka minut później byliśmy na miejscu. Chłopak zaniósł mnie na rękach na oddział, bo nie byłam w stanie zajść tam o własnych siłach. Zabrali mnie na salę. Ból był nie do wytrzymania.

Urodziłam dwie córeczki. Wyczerpana od razu zamknęłam oczy i zasnęłam. Moje maleństwa zabrano na badania. Harry cały czas był przy mnie i trzymał moją rękę. Cieszyłam się, że chce przeżywać to razem ze mną.


***

Obudził mnie dźwięk maszyn szpitalnych (nie wiem jak to ująć, kojarzycie chyba o co mi chodzi xd). Delikatnie otworzyłam oczy. Czułam się cała obolała. Podniosłam głowę i zobaczyłam Harrego, śpiącego na moich nogach. Wciąż trzymał moją dłoń.
-Harry - powiedziałam bardzo cicho. Nie miałam więcej siły. -Harry - powtórzyłam trochę głośniej. Chłopak obudził się. Wyglądał na zmęczonego.
-[T.I.] - zaczął swoim niskim głosem - jak się czujesz?
-Pomijając fakt, że wszystko mnie boli, to dobrze - uśmiechnęłam się - ale ty nie wyglądasz najlepiej. Jedź do domu, połóż się spać i wróć wypoczęty, ok? - cmoknęłam go w policzek. Wbrew pozorom, kosztowało mnie to wiele wysiłku i bólu.
-Nie, naprawdę zostanę - uśmiechnął się ukazując rząd swoich idealnych ząbków - chcę dotrzymać towarzystwa młodej mamusi.
Wtedy do sali wszedł lekarz.
-Dzień dobry. Panie Styles, czy możemy porozmawiać?
-Tak, oczywiście.
Oboje wyszli na korytarz i chwilę o czymś rozmawiali. Ciekawe co u moich córeczek....
Razem z Harrym wybraliśmy imiona już dawno. Dla chłopców: James i Braian, a dla dziewczynek Anabell i Darcy. Nie znaliśmy płci dzieci, więc przygotowaliśmy się na obie możliwości.


*Oczami Harrego*
-Ale Panie doktorze!? Jak ja mam jej to powiedzieć? Przecież ona się kompletnie załamie. - czułem jak pod powiekami zbierają mi się łzy. Nie mogłem dać im się ujawnić. Nie teraz.
-Musi się dowiedzieć. To przecież ich matka.
-Powiem jej, ale w swoim czasie. Na razie jest zmęczona. I tak już wiele przeszła - powiedziałem starając się odwlec sytuację. I jak ja niby miałem jej to wytłumaczyć?
Pan Scoots odszedł, a ja opierając się o ścianę, zsunąłem się po niej na ziemię. Schowałem twarz w dłoniach. "Nie mogę się teraz rozpłakać, bo [T.I.] będzie pytać co się stało" powtarzałem sobie w myślach.  Czemu życie musi być takie skomplikowane?
Wziąłem głęboki oddech i wróciłem do sali, w której leżała [T.I.]. Starałem się ukryć wszystkie emocje, jednak nie było to proste, widząc ją uśmiechniętą, mimo, że wszystko ją bolało. Była taka szczęśliwa.
Nie. Nie mogłem. Nie byłem w stanie.
"Dlaczego?"- tylko takie pytanie chodziło mi po głowie. Do tej pory nie umiałem tego pojąć. Jak to się stało? Dlaczego? Czy to miała być jakaś kara? Jeśli tak to za co? Czemu? Czemu akurat to musiało się przytrafić nam?!


*Oczami T.I.*
Jestem najszczęśliwszą mamą dwójki cudownych córeczek. Jeszcze ich nie widziałam, ale wiem, że są piękne. Wrócił Harry. Ciekawe o czym rozmawiali... Uśmiechnęłam się mimowolnie, widząc jego nieułożone włosy w kompletnym nieładzie i wygniecione ubrania.
Ale on zamiast odwzajemnić uśmiech, tylko popatrzył na mnie smutnym wzrokiem. To było do niego niepodobne.
-Co jest? Wszystko w porządku? - zapytałam - Nie wyglądasz za dobrze... Jesteś blady.
-Wszystko ok, to tylko zmęczenie.
-Jesteś pewien?
-Tak - zapewniał mnie. Usiadł koło mnie, na łóżku i uśmiechnął się delikatnie.
-Nie mogę się już doczekać, kiedy je zobaczę! Muszą być prześliczne, w końcu mają takiego przystojnego tatusia - powiedziałam śmiejąc się i musnęłam jego usta. Ten tylko wstał i wyszedł z sali, nic nie mówiąc. Nie rozumiałam jego zachowania. Po rozmowie z lekarzem zaczął być jakiś dziwny...
-Harry! Zaczekaj! Gdzie idziesz? - wołałam za nim, jednak ten się nie odwrócił.


*Oczami Harrego*
Biegłem korytarzem w stronę najbliższej łazienki. Jedna część mnie chciała skakać z radości, ale ta druga chciała płakać. Wpadłem do pomieszczenia, nikogo tam nie było. Oparłem dłonie na umywalce i popatrzyłem w lustro. Poczułem słone łzy, spływające mi po policzkach.
Iść? Zostać? Nie iść? Uciec? Wrócić?
Wyszedłem z toalety cały zapłakany. Szedłem przed siebie. Poprosiłem pielęgniarkę, aby zaprowadziła mnie do sali, w której leżą noworodki. W pomieszczeniu było kilka inkubatorów. Kobieta wskazała mi ten, w którym leżała moja mała córeczka. Zobaczyłem słodko śpiące maleństwo. Była taka śliczna. Taka drobna i bezbronna. Wiedziałem, że będę ją chronić przed całym złem tego świata. Zobaczyłem na jej rączce obrączkę "Darcy Styles". Dotknąłem palcami inkubatora. Znów się rozkleiłem. Jednak teraz chyba były to łzy szczęścia. Ból i cierpienie odeszło na krótką chwilę w zapomnienie.
Musiałem być silny. Dla niej i dla [T.I.].
Ona musi się w końcu dowiedzieć. Jeszcze raz moje oczy nacieszyły się widokiem mojego największego skarbu. Wróciłem do narzeczonej.

***

- Harry, co się stało? Dlaczego wybiegłeś, tak bez słowa? Czemu płaczesz? - zapytała zszokowana.
-[T.I.] posłuchaj....

C.D.N.
__________________________________________________
1250 wyświetleń! Jesteście WIELCY
Jeden komentarz bardzo proszę!!! Zlitujcie się... ;P
Podobały Wam się ostatnie imaginy z gifami? Chcecie więcej? Piszcie ;D

~Nicki

16.04.2013

#22. Harry (Część 1)


Kończyło się lato. Razem z Harrym, wracaliśmy z tygodniowych wakacji, w naszym domku nad jeziorem. Jechaliśmy samochodem przez las, potem przez pola i znowu przez las. Tam wszystko było takie niesamowite, takie nienaruszone przez człowieka. Natura. Coś pięknego.
Nawet powalone drzewa miały swój urok.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Poznaliśmy się w liceum. Szybko staliśmy się najlepszymi przyjaciółmi. Jednak po paru miesiącach, coś się między nami zmieniło. Harry zaczął mnie unikać. Nie wiedziałam co było powodem jego zachowania. W tamtej chwili, uświadomiłam sobie, że nie potrafię żyć bez tego chłopaka. Poczułam do niego coś więcej, niż tylko przyjaźń. Próbowałam wiele razy, porozmawiać z nim, dlaczego się odemnie odsunął, czemu mnie unika. Bezskutecznie. Oczywiście, rozmawialiśmy ze sobą, widywaliśmy się, jednak nie tak często. Nasze spotkania straciły swoją spontaniczność, odnosiłam wrażenie, że przychodzi do mnie z przymusu, nie cieszył się już na mój widok. Pewnego dnia, zrozumiałam, że nie wytrzymam dłużej w niepewności. Poszłam do niego i powiedziałam mu co czuję. To była jedna z najszczęśliwszych chwil w moim życiu. On też mnie kochał. I właśnie to uczucie, było powodem jego zachowania. Nie chciał zniszczyć naszej przyjaźni. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Mijaliśmy właśnie miejsce wyjątkowe dla nas obojga.
-Harry, możemy się zatrzymać ? - zapytałam.
-Oczywiście, dla ciebie wszystko kochanie - powiedział i cmoknął mnie w policzek.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Polana, a obok niej mały staw. Często przyjeżdżaliśmy tu z Hazzą, kiedy uciekaliśmy razem z ostatnich lekcji, lub po prostu, żeby posiedzieć i pogadać. Dokładnie rok, po naszej pierwszej randce, chłopak przywiózł mnie tu. Na trawie rozłożony był stolik, zastawiony jedzeniem i świecami. Zjedliśmy kolację. Niespodziewanie, Harry uklęknął przede mną i oświadczył się. Pamiętam, że płakałam. Oczywiście ze szczęścia. To były cudowne chwile. Uśmiecham się na samo wspomnienie o tym co przeżyłam. Bez zastanowienia zgodziłam się. Byłam w stu procentach pewna, że to ten jedyny.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Wysiadłam ostrożnie z samochodu. Harry objął mnie ramieniem i razem ruszyliśmy w kierunku jeziorka. Rozejrzałam się wokoło. To miejsce przywoływało tyle pięknych wspomnień. Po drugiej stronie jeziora, pod lasem stał mały domek. Do tej pory nie wiedziałam do kogo należy. Chłopak wiedział, ale nie chciał mi powiedzieć.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Po tym jak zgodziłam się zostać żoną Harrego, pobiegliśmy w kierunku znanym tylko jemu. Zaprowadził mnie do starego, drewnianego domku. Jego wnętrze było urządzone dość biednie, jednak dzięki Hazzie, to miejsce ożyło. Wszędzie porozrzucane płatki róż, zapalone malutkie świeczki dodawały temu miejscu uroku. Tutaj przeżyliśmy nasz pierwszy raz. Później, coś było ze mną nie tak. Czułam się dziwnie. Często miewałam mdłości. Poszłam do lekarza. Tak jak myślałam, byłam w ciąży. Bałam się jak Harry na to zareaguje. Kochał mnie, ale nie wiem czy byłby gotowy na takie coś. Z drugiej strony chyba wiedział na co się pisze, kiedy poszedł ze mną do łóżka. Ja chciałam tego dziecka, chciałam mieć przy sobie, swojego malutkiego skarba. 
Kiedy powiedziałam mojemu narzeczonemu, że zostaniemy rodzicami, myślałam, że ze szczęścia wyskoczy przez okno. Zaczął mnie ściskać i całować. Nie spodziewałam się takiej reakcji. Byłam najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Obok mnie stał ukochany, a pod serduszkiem rozwijało się nasze maleństwo. Czy można wyobrazić sobie coś lepszego?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Staliśmy tam i podziwialiśmy cudowne krajobrazy. Hazz jedną  ręką objął mnie w talii, a drugą położył na mojej dłoni, która spoczywała na wydatnym już brzuszku. W końcu to już prawie 8 miesiąc. Niedługo rozwiązanie. Uśmiechnęłam się na samą myśl o tym, że niedługo zobaczę, przytulę i ucałuję nasze dzieciaczki.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Miesiąc później, na kolejnej wizycie u lekarza, podczas badania USG, okazało się, że będziemy szczęśliwymi rodzicami BLIŹNIAKÓW. Od wtedy cały mój świat przewrócił siędo góry nogami. Bałam się jak poradzimy sobie z wychowaniem dwójki dzieci. Jak pogodzimy pracę z domem, ale wiedziałam, że damy radę.
Zaczął się istny szał zakupowy. Harry dostał premię w pracy i od razu zabrał mnie na mega zakupy. Kupiliśmy mnóstwo ubranek, dwa łóżeczka, butelki, zabawki itp. Na wystawie jednego ze sklepów zobaczyłam śliczne malutkie buciki. Nie mogłam się im oprzeć. Były takie cudne. Staraliśmy się kupować takie rzeczy, aby pasowały i do dziewczynek i do chłopców. Wspólnie zdecydowaliśmy, że nie chcemy znać płci dzieci. To miała być niespodzianka.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

-Harry?
-Tak kochanie?
-Jedźmy już. Jestem zmęczona, a przed nami jeszcze trochę drogi do domu.
-Jak sobie pani życzy - powiedział i nadstawił rękę, tak, abym mogła się go chwycić (mam nadzieję, że wiecie o co mi chodzi ;p). Pomógł wsiąść mi do samochodu, co w moim stanie, wcale nie było takie proste, zamknął za mną drzwi, a sam usiadł na miejscu kierowcy.
Jechaliśmy mijając hektary pól i lasów. Nasz domek stał prawie 50 km od najbliższego miasteczka. Totalne pustkowie. Ale za to go właśnie uwielbiałam. Mieszkanie, które wynajmowaliśmy było w samym centrum Londynu. Codziennie tylko szum, gwar i hałas.
Nasz domek stał w niesamowitym, magicznym miejscu.
-Ała! - syknęłam.
-Wszystko gra? - zapytał.
-Tak, myślę, że to będzie dwójka chłopców, którzy będą tak jak tata uwielbiać grać w piłkę nożną. Nieźle kopią! - zaśmiałam się.
Harry starał się być spokojny, ale widziałam, że był spanikowany. Śmieszny był. To ja byłam w ciąży, a on przeżywał wszystko bardziej niż ja.
-Harry!!! Aaaa! Boli!!! - zaczęłam krzyczeć, zaraz po tym jak poczułam nagły i bolesny skurcz.

C.D.N.
___________________________________________________

Ja też dołączam się do PRZEPROSIN!!!! Jeszcze tylko tydzień i nareszcie będziemy mieć mnóstwo czasu na pisanie imaginów! <3
Jak Wam się podoba? Macie jakieś pomysły co będzie dalej? :> Jestem ciekawa....
Miło byłoby zobaczyć też jakiś komentarz...może dwa... ewentualnie pięć xd Wiem wredna jędza ze mnie hahahhaha :P
P.S. WAŻNE! 
Wiem, że niektórzy z Was, czekają na następną część z serii "Pamiętnik Amy".
Postanowiłam założyć osobnego bloga na to opowiadanie, ponieważ wyszłoby mi tego z 20 części ;]
Wszystkim zajmę się dopiero po egzaminach, ale gdy strona już bd gotowa, na pewno Was poinformuję ;)
Ściskam xx.
~Nicki

14.04.2013

#21 Liam /Falling Star (Część 2)/

BARDZO WAS PRZEPRASZAMY! Za to, że ostatnio zaniedbywałyśmy bloga, ale za tydzień (O MATKO!) mamy egzamin gimnazjalny. Myślę, że w tym tygodniu pojawi się jeszcze jakiś imagin, ale nic nie obiecuję. Po egzaminach wszystko nadrobimy! xx.
P.S. KOCHAMY WAS <3 

Druga, chyba ostatnia część Falling Star. Nie jestem do końca zadowolona z tego imagina, ale to moje odczucie. Nadal nie wiem, co Wy sądzicie o naszej twórczości... może tak jeden mały komentarz z króciutkim "OK"? (:
A teraz zapraszam do czytania.





Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk smsa. „Córeczko, nie wrócę dzisiaj do domu. Muszę zostać dłużej z pracy, a później lecę prosto do restauracji. Zobaczymy się dopiero jutro. Dacie sobie z Joshem radę?” - tak brzmiała jego treść. Miałam wyrzuty sumienia. Nie mogłam jeszcze pracować, a ten cholerny łajdak, Josh siedział na bezrobotnym i nie zamierzał ruszyć palcem. Tak bardzo żal mi było mamy.
Postanowiłam dokończyć zakupy. Zabrałam jeszcze kilka rzeczy i ruszyłam w stronę kas. Otwarta była tylko jedna, a kolejka rozciągała się na pół sklepu. Stanęłam zirytowana za jakąś starszą kobietą, która nie zamierzała się śpieszyć. „Kasa numer 2 została otwarta, zapraszamy!” usłyszałam kobiecy głos. Czym prędzej zaczęłam biec do owej kasy, biorąc pod uwagę fakt, że była na drugim końcu supermarketu. Już prawie byłam na miejscu, kiedy ktoś na mnie wpadł. Moje zakupy rozsypały się po podłodze, a na moim czole pojawił się cholernie bolący guz. Już miałam wydrzeć się na nieznajomego, który mnie staranował, kiedy zobaczyłam tego przystojnego chłopaka, który pomógł mi z Redbullem.
„Oh, przepraszam!” powiedział z wyraźnie zaniepokojoną miną. „Nic mi nie jest” zwróciłam się do niego, masując obolałe czoło. Na domiar nieszczęść, oboje w tym samym momencie schyliliśmy się, żeby pozbierać porozrzucane rzeczy i zderzyliśmy się czołami. Mój guz zaczął boleć jeszcze bardziej, a ciemnooki nabił sobie nowego. Staliśmy tak pośrodku marketu trzymając się za głowy i patrząc się na siebie. Nagle on wybuchnął śmiechem, który był zaraźliwy, więc i ja zaczęłam się śmiać. Musieliśmy wyglądać jak dwójka wariatów, trzymająca się za głowy, śmiejąca się niewiadomo, z czego, stojąca pośród porozsypywanych zakupów.
„Okay, pozwól, że SAM pozbieram Twoje zakupy, a Ty staniesz w kolejce” powiedział, próbując opanować histeryczny śmiech. Zrobiłam jak kazał i ustawiłam się w gigantycznym ogonku, a on chwilę później stanął za mną i podał mi moją siatkę. Sam miał tylko Snickersa. „Właściwie to jestem Liam i miło mi Cię poznać” powiedział wyciągając w moim kierunku dłoń. „Czy to aby bezpieczne?” - zapytałam rozbawiona – „a tak serio to jestem [T.I] i również cieszę się, że Cię poznałam”
„Siostrzyczko, co to za frajer?” niewiadomo skąd pojawił się tutaj Josh. Tylko jego tutaj brakowało. „Joshku, spójrz w witrynę sklepową i zobaczysz największego luzera na świecie, a teraz spadaj, chyba, że chcesz tym razem dostać z lewego sierpowego, hm?” zwróciłam się do niego. Dotknął miejsca, w które poprzednio oberwał i bez słowa odszedł.
„Cóż za kochające się rodzeństwo” powiedział wyraźnie rozbawiony Liam. Uśmiechnęłam się tylko i zaczęłam wypakowywać swoje zakupy. Zapłaciłam, spakowałam wszystko i ruszyłam w stronę drzwi.
 „To ty tak urządziłaś swojego brata?” dogonił mnie ciemnooki. „Uhm.. tak” odpowiedziałam. „Gdzie się tego nauczyłaś?” nie dawał za wygraną i dotrzymywał mi kroku. „Często oglądałam z tatą boks w telewizji” uśmiechnęłam się zawadiacko.
 „Pozwolisz, że wynagrodzę Ci te wszystkie guzy, które przeze mnie sobie dzisiaj zafundowałaś?” zapytał i nie czekając na odpowiedź pociągnął mnie za rękę w kierunku swojego samochodu. Otworzył przede mną drzwi i chwilę później sam był w środku. „No wsiadaj, przecież cię nie zjem” zażartował, a ja wsiadłam. Ruszyliśmy spod sklepu.
„Nic nie wiem o tym chłopaku, siedzę w jego aucie, wiezie mnie niewiadomo dokąd – jestem skrajnie nieodpowiedzialna” pomyślałam, uśmiechając się pod nosem. „Z czego się śmiejesz?” zapytał, a ja opowiedziałam mu, o czym przed chwilą myślałam, na co zareagował śmiechem.Właśnie w radiu leciała moja ulubiona piosenka, odruchowo zaczęłam śpiewać, a Liam podkręcił głośność i sam zaczął nucić. W samochodzie zrobiła się mała impreza, co wprawiło nas w świetne nastroje.
Zatrzymaliśmy się przed niewielkim domem. „Tutaj mieszkam. Zapraszam w moje skromne progi” zachęcił mnie uśmiechem. Otworzył przede mną drzwi, a ja nieśmiało przekroczyłam próg. W środku było bardzo przytulnie. Kazał mi się rozgościć, a sam skierował się do kuchni. Usiadłam na kanapie i rozglądałam się z ciekawością po salonie. Stosy płyt, kominek, mały telewizor i gitara w kącie. Tymczasem wrócił Liam z tacą.
 „Grasz?” zapytałam, wskazując na instrument. „Czasem brzdękam, jak mam czas” odpowiedział oblewając się rumieńcem. Poprosiłam, aby coś zagrał. Protestował, upierając się, że nie potrafi grać. Ustąpił dopiero, kiedy zaproponowałam, że zaśpiewam. Wspólnie wybraliśmy „Rolling In the deep”. Muszę przyznać, że całkiem dobrze nam szło. Liam wciągnął się w brzdękanie, a ja w śpiewanie. Kolejne piosenki, niekontrolowane wybuchy śmiechu – nawet nie wiedziałam, kiedy zrobiło się ciemno. Zerknęłam na zegar. Była już 22.
„Muszę lecieć. Świetnie było tutaj sobie z tobą posiedzieć” oznajmiłam. Liam zrobił smutną minę i starał się mnie zatrzymać. Przekonał mnie na dodatkowe dziesięć minut. Postawiłam jeden warunek – tym razem on miał zaśpiewać. Zgodził się i zaczął wertować swój notes z utworami. Od pierwszych akordów rozpoznałam piosenkę, którą grał – „As long as you love me”. Wyśpiewał pierwsze słowa, a po moim ciele przebiegły dreszcze. Słuchałam go w milczeniu. Zahipnotyzował mnie swoim głosem. Zapomniałam o całym świecie… o Joshu, mamie, wszystkich dręczących mnie problemach. Nie miałam ochoty wracać do domu. Tutaj czułam się bezpieczna. Przypomniałam sobie owy wieczór na balkonie, moje rozmyślania, spadającą gwiazdę i… moje życzenie.
„Pragnę tylko osoby, która wypełniłaby moje życie i była dla mnie wsparciem” – tak właśnie brzmiało. Przyglądając się Liamowi, rozmyślałam o mojej prośbie. Miałam wrażenie, jakby to właśnie on miał być moim aniołem, który miał mnie strzec.
Z zamyślenia wyrwał mnie jego głos. „Wszystko w porządku?” zapytał z zatroskaną miną. „Tak, ymm… wszystko okay” odpowiedziałam, powracając na ziemię. Minęło to obiecane mu dziesięć minut. Już miało przez gardło przejść mi kolejne „muszę już iść”, kiedy odłożył gitarę, znalazł się koło mnie i niespodziewanie pocałował.
Czas się zatrzymał, nic nie istniało. Tylko ja i on. 

~ Wilma

7.04.2013

# 20. Liam /Falling Star (Część 1)/

Mam dla Was pierwszą część kolejnego imagina mojego autorstwa, tym razem o Liamie (:
Jak już wiecie, nie usuwamy bloga... za bardzo się przywiązałyśmy, ale byłoby miło od czasu do czasu zobaczyć, jakiś komentarz pod naszą pracą.
...a teraz już nie marudzę i życzę przyjemnej lektury 
i PAMIĘTAJCIE - kochamy Was, nawet takich cichych <3






Jedna z tych cieplutkich, wakacyjnych nocy. Otulona za dużą bluzą, siedziałam od kilku godzin na balkonie. Ściemniło się, więc nie mogłam dalej czytać Pottera. Włożyłam do uszu słuchawki i włączyłam ulubiony kawałek. Nie miałam zamiaru się stąd ruszać. Nikt mnie nie szukał, nikt o nic nie pytał. Moja mama, wiecznie zabiegana, pracowała na kilka etatów, żeby utrzymać rodzinę. Została z nami sama po śmierci ojca. Teraz odrabiała nockę, więc w domu był tylko mój starszy brat… a może go nie było. Ciągle gdzieś wychodził ze zgrają swoich kumpli.
Atmosfera sprzyjała rozmyślaniom. Wspominałam wszystkich tych ludzi, którzy mają mnie gdzieś, te wszystkie niespełnione marzenia. Zdałam sobie sprawę, że nie mam nikogo, komu mogłabym w pełni zaufać, z kim mogłabym pogadać o każdej porze dnia i nocy, kto pomógłby mi w rozwiązaniu wszystkich tych dręczących problemów.
Spojrzałam w niebo. Miliony gwiazd, a gdzieś pośród nich mój tata. „Kocham Cię tato. Nawet nie wiesz, jak nam bez Ciebie ciężko…” wyszeptałam, a w moich oczach pojawiły się łzy. Wtedy zobaczyłam spadającą gwiazdę. Przypomniałam sobie chwile, kiedy całą rodziną przesiadywaliśmy tutaj i tata w takiej sytuacji zawsze wołał „pomyślcie życzenie, szybko!” z szerokim uśmiechem. Zawsze robiłam tą swoją poirytowaną minę i udawałam, że nie wierzę w takie głupoty, jednak zawsze układałam w myślach fomułkę życzenia.
Tym razem nie musiałam przed nikim udawać zirytowanej licealistki, która jest przecież zbyt dorosła na takie bzdury. Zamknęłam oczy i pomyślałam życzenie, które w moim przekonaniu miało nigdy się nie spełnić…
Zrobiło się chłodno, a moja bluza nie wystarczała, żeby mnie ogrzać. Pozbierałam swoje rzeczy i wróciłam do pokoju na strychu. Była 4.36, a ja padałam z nóg. Położyłam się do łóżka i momentalnie zasnęłam.
Obudziłam się dopiero koło południa, a właściwie obudził mnie Josh, mój starszy brat. „Młoda, pożycz dychę! Oddam… kiedyś” wydarł się na cały pokój, wchodząc bez pukania. „Nie mam, spadaj” wymamrotałam rozespana. Czasami miałam go dość. Szlajał się z kolegami po kolejnych barach i wyzyskiwał mamę, która harowała ciężko na nasze utrzymanie. Josh nie chciał wyjść i dalej coś wykrzykiwał. Poirytowana wstałam energicznie z łóżka i bez uprzedzenia przywaliłam mu z prawego sierpowego (nauczyłam się tego oglądając boks w telewizji). Biedaczysko nie wiedziało, gdzie jest. Jak szybko wszedł, tak szybko wyszedł i zamknął nawet za sobą drzwi.
Przypomniałam sobie, że miałam zrobić dzisiaj porządne zakupy, bo w lodówce świeciło pustkami. Uczesałam się, narzuciłam na siebie jakieś ubrania znalezione na podłodze i zjadłam śniadanie. Jeszcze jeden łyk soku i mogłam ruszać w drogę. Dotarłam do pobliskiego supermarketu, gdzie zazwyczaj robię zakupy. Pani Smith, kasjerka, powitała mnie serdecznie, a ja ruszyłam na podbój regałów. Masło, mleko, ser, ogórki, pizza i tak dalej, i tak dalej. Dotarłam do półki z napojami. Mój ulubiony napój energetyczny był na samej górze. „Ugh…” jęknęłam tylko i na palcach próbowałam go dosięgnąć, niestety nie należałam do wysokich ludzi. Kolejne nieudane próby, a Redbull dalej był dla mnie nieosiągalny. „Może pomóc?” usłyszałam za sobą męski głos. Gwałtownie się odwróciłam i zobaczyłam ciemnookiego chłopaka z bujną ciemnoblond czupryną.




„ehm… tak, byłabym wdzięczna” wydukałam.  Chłopak ślicznie się uśmiechnął i bez trudu ściągnął mojego Redbulla  z górnej półki. „Proszę” powiedział chichocząc i podał mi puszkę. Nie zdążyłam nawet odpowiedzieć „dzięki”, a jego już nie było.



~Wilma

btw
...miło byłoby spotkać takiego ślicznego Liama podczas zakupów w Tesco, co nie? *__*


6.04.2013

#19. Zayn

SIEMKA! ♥
Ostatnio tak mnie jakoś natchnęło :)
Postanowiłam jednak, że nie kończymy z blogiem.
Jeżeli nie dla Was, będziemy pisać imaginy dla siebie, bo to uwielbiamy i ciężko byłoby się nam z tym rozstać. Zatem, jeżeli z nami zostajecie, to super, a jak nie, to nie. Nie trzymamy nikogo na siłę ;)

1000 WYŚWIETLEŃ!!!! OGARNIACIE? BO JA NADAL NIE :P JESTEŚCIE WSPANIALI ♥
DZIĘKUJEMY xx.


Miłej lektury kochani!



Spotykałam się z Zaynem już kilka miesięcy. Był kochany, troskliwy i opiekuńczy. Uwielbiałam, kiedy całował mnie w czoło, albo nosił na rękach. Nie wyglądał na takiego, ale był naprawdę kiepski w nazywaniu swoich uczuć. Ale nawet sposób w jaki to robił, był uroczy. Ja, parę dni temu poznałam osobiście jego rodziców. Byli to naprawdę bardzo mili ludzie. Teraz przyszła kolej na przedstawienie chłopaka moim rodzicom.
Stresowałam się chyba bardziej niż on. Zayn miał przyjść dopiero o 18:00, była 10:00, a cały dom wysprzątany był już na błysk. Mama piekła ciasto, ciasteczka i wszystko co było jeszcze możliwe.
Wszyscy byli bardzo przejęci, dzisiejszą wizytą mojego chłopaka. Bałam się trochę, jak rodzice zaakceptują to, że Zayn jest 4 lata odemnie starszy. Ale nam to nie przeszkadzało. Wiek się dla nas nie liczył. Liczyło się tylko to, że się kochamy i nie wyobrażamy sobie życia bez siebie. Kolejną rzeczą której się obawiałam to to, że Zayn ma tatuaże. Moi rodzice, szczególnie tata ich nie cierpiał. Zawsze mówił, że ludzie z tatuażami są fałszywi... Nie mam pojęcia czemu tak uważał. Może jakieś wspomnienia z przeszłości? Nigdy mi nie opowiadał.
Pobiegłam do pokoju, słysząc dźwięk mojego telefonu.

Zayn:
"Kocham Cię! Pamiętaj to! Bez względu na to, czy Twoi rodzice mnie polubią, czy nie xx."

[T.I.]:
"Ja też Cię kocham Zayn i boję się jak cholera xo"

Zayn:
"Nie bój się! Wszystko będzie dobrze. To przecież tylko rodzinne spotkanie :* Zawsze mogę wziąść Cię na ręce i porwać, uciekając przez okno xx."

Cały Zayn. Zawsze umiał poprawić mi humor i dodać otuchy. Za to właśnie go uwielbiałam.

[T.I.]:
"Dzięki Zayn xx. "

Odpisałam i rzuciłam telefon na łóżko. Podeszłam do szafy, wyciągłam wszystkie sukienki.
Wybranie odpowiedniego stroju zajęło mi aż dwie godziny. Zdecydowałam się na białą, zwiewną sukienkę z turkusowym, cieńkim paskiem. Kilka następnych godzin spędziłam przeglądając strony w internecie. Nie mogłam się na niczym innym skupić, minuty strasznie mi się dłużyły. Lecz, im bliżej spotkania, tym bardziej chciałam go odwlec. Dochodziła 17:00. Ubrałam sukienkę, umalowałam się delikatnie i zakręciłam fale na włosach. Umówiłam się, że spotkamy się o 17:30, z Zaynem w parku, a stamtąd pójdziemy do mnie. Ubrałam szybko jakieś buty i wyszłam.
Idąc w kierunku parku cieszyłam się na samą myśl o tym, że już za chwilę poczuję słodki smak jego ust.
Stał tam, oparty o drzewo i przyglądał się dzieciom, goniących się między drzewami. Miał ubraną ciemną koszulę, z krókim rękawem i czarne, wąskie spodnie. Gdy mnie spostrzegł, ruszył w moim kierunku. Ja podbiegłam do niego, rzuciłam mu się na szyję i zaczęłam całować. Kiedy się od siebie oderwaliśmy, Zayn przytulił mnie, tak jakby miał za chwilę stracić mnie na wieczność.
-Zayn? - zaczęłam niepewnie.
-Tak, skarbie? - zatopiłam się w jego czekoladowych oczach i nagle zapomniałam co chciałam mu powiedzieć.
-Już nic. Kocham Cię wiesz?
-Ja Ciebie bardziej - powiedział i pocałował mnie czule.
Złączyliśmy nasze dłonie i poszliśmy w kierunku mojego domu. Stanęliśmy przed drzwiami.
-Zayn, boję się.
-Hej! Myszko będzie dobrze, obiecuję. - dał mi buziaka w czoło. Często tak się do mnie zwracał. "Myszko", to było takie urocze.
Nacisnęłam klamkę i weszliśmy do środka.
-Mamo, Tato! Jesteśmy! -zawołałam.
Zaprowadziłam Zayna do salonu, gdzie czekali już na nas rodzice.
-To jest Zayn, mój chłopak - przedstawiłam go.
-Mmmiło nam - wycedziła mama i podała mu rękę. Ten, jak przystało na prawdziwego dżentelmena, pocałował delikatnie jej rękę. Mój ojciec spoglądał na niego i rówież podał mu rękę. Uścisnęli sobie dłonie.
-No to siadajcie - mama wskazała ręką na kanapę. My trzymając się za ręce, posłusznie usiedliśmy.
Całe to spotkanie było co najmniej dziwne. Mama starała się nawiązać rozmowę, Zayn chętnie odpowiadał na jej pytania, nawet jeśli były dziwne. Mój ojciec, tylko siedział i badawczo przyglądał się Zaynowi.
-Wybaczą mi państwo, pójdę zapalić. - powiedział Zayn. Skarciłam go wzrokiem, a on od razu zrozumiał o co mi chodzi.
-TO TY PALISZ? - wykrzyczał tata, wstając na równe nogi. Zayn nie wiedział co ma zrobić. Nie dziwiłam mu się. Ja też byłam przerażona całą tą sytuacją.
-Proszę opuść natychmiast nasz dom. Narazie proszę, potem mogę zacząć....- nie skończył, bo Zayn wstał od stołu i udał się w kierunku drzwi. Pobiegłam za nim.
-Zayn... Ja przepraszam - nie miałam pojęcia jak mam się w tej sytuacji zachwować. Ten bez słowa wyszedł, trzaskając za sobą drzwiami. Teraz czekała mnie rozmowa z rodzicami. Chyba jedna z najpoważniejszych rozmów w moim życiu.
-Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?!? - zaczął tata - I jak on wygląda! Te tatuaże. Przecież dobrze wiesz, że ich nienawidzę!!!
-[I.T.O.] przecież da się to inaczej załatwić, nie trzeba krzyczeć - próbowała uspokoić go mama.
-ALE MY SIĘ KOCHAMY! - wykrzyczałam, czując jak moje łzy, które zbierały się już jakiś czas, zaczęły spływać po moich policzkach.
-Dziecko! Ty masz dopiero 16 lat! Ty nic o tym nie wiesz! Nie masz pojęcia, co to znaczy.
-A właśnie, że wiem! I to nawet więcej, niż się wam wydaje! - nie dawałam za wygraną. Rodzice nie umieli pojąć, że moim ukochanym, jest ten chłopak.
-I jeszcze pali papierosy! Nie zdziwiłbym się, gdybym zobaczył ciebie z papierosem. Ten chłopak cię zniszczy, rozumiesz! - tata zdawał się mnie w ogóle nie słuchać.
-Mam was dość! Jeżeli nie potraficie zaakceptować Zayna, to znaczy, że nie akceptujecie własnej córki. - w tym momencie uciekłam z kuchni, gdzie odbywała się ta rozmowa, do swojego pokoju. Zatrzasnęłam z hukiem drzwi i zamknęłam je na klucz. Rzuciłam się na łóżko, chowając twarz w poduszkę. Nie przestając płakać, rozmyślałam nad tym co się przed chwilą wydarzyło.
Co Zayn teraz o myśli o mnie i o mojej rodzinie? Zachował się dziwnie, kiedy mój tata na niego naskoczył. Chociaż nie dziwię mu się. Ja też zrobiłabym podobnie.
-[T.I.] otwórz, natychmiast! - krzyczał ojciec i walił pięścią w drzwi. W tym momencie zaczęłam się go bać. Nie oddzywałam się. Słyszałam tylko jak kłóci się z mamą. Próbowali nakłonić mnie do otwarcia drzwi, jednak ja nie uległam. To przeze mnie rodzice krzyczeli na siebie. Nie wytrzymałam tego. Byłam dla nich tylko zbędnym ciężarem. Byłam jednym wielkim problemem.
Wstałam, wyciągłam z szafy mój duży plecak i wrzuciłam do niego bluzę, jakiś t-shirt, słuchawki, mój pamiętnik i długopis. Zabrałam moje wszystkie oszczędniści.
Zaczekałam aż rodzice, pójdą spać. Ubrałam się ciepło, zabrałam kurtkę, wygodne buty i po cichu wyślizgłam się z domu. Uciekłam, tak uciekłam. Przecież nie byłam im już potrzebna. Teraz liczyła się dla mnie tylko miłość, którą darzyłam Zayna.

Szłam wolno ulicą, zmierzając do domu ukochanego. Miałam nadzieję, że mi pomoże. Dotarłam pod biały elegancki domek. Tylko w salonie, widać było stłumione światło. Zerknęłam przez okno, żeby zobaczyć, czy Zayn jest sam, czy może, któryś z jego kolegów go odwiedził. W kominku rozpalony był ogień, a na kanapie siedział Zayn. Nie wyglądał na przejętego całą tą sprawą. Przed nim na stoliku leżały dwa kieliszki, napełnione winem. DWA? Zaraz, zaraz coś było nie tak. To co wtedy zobaczyłam, przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Do Zayna, dołączyła jakaś lafirynda w skąpym ubraniu. Usiadła na nim i zaczęła go namiętnie całować. A on się temu w ogóle nie sprzeciwiał. Poczułam ukłucie w sercu. Czułam jak łzy zaczynają zbierać mi się pod powiekami. To było okropne. Szybko się pocieszył. Oparłam się plecami o mur i zsunęłam się na ziemię. Płakałam. Jak on mógł mnie tak skrzywdzić? A ja go tak kochałam, byłam gotowa poświęcić dla niego życie. Musiałam stamtąd odejść. W innym wypadku, straciłabym panowanie nad sobą i zrobiłabym coś, czego bym później bardzo żałowała. Pobiegłam w kierunku rynku.
"Co mam teraz ze sobą zrobić?" myślałam. Przecież nie wrócę do domu. Nie chcę tam wracać. Stanęłam nad fontanną. Nabrałam trochę wody do ręki. Ciecz przelała mi się przez palce, spadając z powrotem. "Woda...Tylko to może mi już pomóc" pomyślałam.
Pobiegłam w kierunku najbliższego studia tatuaży. Byłam zdesperowana, nie wiedziałam co dokładnie robię. Był środek nocy, ale znalazłam jeszcze jeden salon, który był otwarty.
Gruby, łysy facet zdziwił się, że w środku nocy, przychodzi do niego nastolatka, która chce wytatuować sobie napis na plecach. Ale bez zastanowienia, wykonał to o co go poprosiłam. Widziałam, że chodziło tylko o kasę. Moje oszczędności, pozwoliły mi na zrobienie dość dużego tatuażu. Bałam się jak cholera. Ale ten fizyczny ból, nigdy nie będzie silniejszy, niż ten który przeżywałam przez Zayna i rodziców. Godzina i było po wszystkim. Wyszłam zadowolona z salonu, kierując się na najbliższy most. Stanęłam przy barierce. Poczułam chłodny powiew wiatru. Byłam zdecydowana. To już koniec. To najlepsze co mogę teraz zrobić. Odciążę wszystkich. Miałam nadzieję, że to co mnie spotka, tam po drugiej stronie, będzie lepsze niż to co spotkało mnie w tym świecie. Zayn nie wątpliwie był jedną z tych lepszych "rzeczy", jednak po tym co mi zrobił....Przeszłam na drugą stronę barierki. Wciągnęłam powietrze, zamknęłam oczy i rozłożyłam ręcę w bok. Czułam się jak Rose z "Titanica". Jeszcze raz spojrzałam na tysiące świateł w oddali. Delikatnie przechyliłam się do przodu i poczułam, że spadam. Byłam taka wolna. Ostatnie co pamiętam to woda, lodowata woda. Umarłam.

Chcecie wiedzieć co wytatuowałam sobie na plecach?

"Prawdziwa miłość nigdy nie umiera, kocham Cię mimo wszystko".

~Nicki

2.04.2013

#18. Imaginy z gifami ♥

Hej Misie! Wczoraj wpadłam na pomysł, że może postaram się trochę i zrobię imaginy z gifami.
Dziękujemy za ponad 900 wyświetleń. Teraz tylko do 1000 ♥.
Mam jeszcze ogromną prośbę. My na prawdę możemy inaczej wykorzystać Nasz czas wolny. Ale poświęcamy go dla WAS, na pisanie imaginów.
Czytasz? Skomentuj, kliknij którąś z reakcji pod dołem.
Jest Nam na prawdę przykro, że niedawno, pod imaginami było kilka komentarzy, a teraz, jest zaledwie po dwa wyświetlenia dziennie.
Jeżeli chcecie, żeby ten blog dalej funkcjonował, pokażcie to! :)
Do końca tygodnia, ma się pojawić przynajmniej kilka komentarzy.
Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam i zapraszam do obejrzenia efektów mojej pracy:

*Bawisz się z chłopakami w chowanego*
 -Gdzie jesteście? Wychodzcie, poddaję się!
Chłopcy:
H: A następną piosenkę, chciałbym zadedykować najwspanialszej...


R: Harry, pokaż Nam jak wyciągasz [T.I.] na imprezę.
H:


H: [T.I.] Idziemy do mnie?



R: Harry, pokaż Nam jak tańczysz dla [T.I.]
H:


Z: Louis, Niall zjadł twoją ostatnią marchewkę.
Lou:



Li: Niall, nie smuć się!
Lou: Harry, na pewno kupi Ci żelki.




[T.I.]: Louis, zostaniemy rodzicami!
Lou:

R: Harry, żadna dziewczyna Cię nie kocha
H: Hahaha, żart roku!! :D




Liam: aaaa! Piłka mnie goni!!!




[T.I.]: Niall, kochanie pomożesz mi posprzątać?
N: Jasne!



H: Tak, napewno kot zjadł twoją pracę domową.



Ktoś:[T.I.] jest brzydka.
Liam:
...albo nie ręczę za siebie!



Z:[T.I.] jest moja!
Lou:Nie! Ona jest tylko moja!
Z:Dobra sam tego chciałeś! Proponuję pojedynek na parasole!



Z: Liam! Wychodzimy!
Li: Czekaj! [T.I.] napisała! Muszę jej odpisać, bo się obrazi!



R: Niall, podobno w końcu znalazłeś dziewczynę swojego życia...
N:



[T.I.]: Niall, w moim domu straszy.
N:


~Nicki.

1.04.2013

#17. Louis /Welcome London (Część 3)/


Trzecia, myślę, że ostatnia część Louisa. Jeszcze raz Wesołych Świąt wszystkim i życzę miłej lektury!

Słuchajcie, razem z Nicki, miałybyśmy prośbę. Jeżeli czytacie, skomentujcie, albo przynajmniej kliknijcie jedną z trzech opinii pod imaginem...Chcemy wiedzieć, czy w ogóle ktoś to czyta i czy nasza praca ma jakikolwiek sens xx.








Sentyment do Londynu pozostał. Tegoroczne wakacje spędziłam właśnie tam. Chciałam odwiedzić ciocię, która mieszkała tam od lat. Nie utrzymywałyśmy kontaktu, a ja zdecydowałam, że chcę go odnowić.
Lotnisko, odprawa, podróż, lotnisko. Ciocia Gabrielle czekała na mnie z kartką. Przywitanie - coś w stylu „ale z ciebie pannica” i zauważalny niepokój w jej oczach. Może to dlatego, że mój wygląd zmienił się za sprawą heavy metalu. Długie włosy, czarne ubrania, glany. Mój kamuflaż przed wspomnieniami… przed tym wszystkim, co wydarzyło się 2 lata temu. Mimo licznych e-maili, rozmów telefonicznych i desperackich prób utrzymania kontaktu między mną, a Lou coś się skończyło. Telefony stały się znacznie rzadsze, aż w końcu ustały. Stworzyłam swój własny, mroczny świat, do którego nikt nie miał wstępu, nikt.
Ciocia zabrała mnie do swojego domu, ugościła, serdecznie się uśmiechała, jednak wiedziałam, że ta wizyta jest jej nie na rękę… może wolała o nas zapomnieć. Dlatego często wychodziłam z domu, po prostu pochodzić po mieście, tak bez najmniejszego sensu. Chciałam zejść ciotce z oczu, nie czułam się dobrze w jej towarzystwie. Właściwie odliczałam dni do wyjazdu, chciałam już wracać, ale jak na złość czas wlókł się niemiłosiernie.
Kolejny, długi spacer. Miałam już nawet swoje ulubione miejsca, takie, w których czułam się wolna od tych wszystkich sztucznych dobrotliwości i uśmiechów.
Pogoda mnie nie wspierała. Było pochmurno, co chwilę lało. Kaptur w bluzie był moim prawdziwym przyjacielem. Ze słuchawkami w uszach chodziłam bez celu po londyńskich uliczkach. Wychodziłam właśnie zza rogu, nucąc pod nosem ulubioną piosenkę. Właśnie wtedy ktoś wpadł na mnie z ogromną siłą. Przewróciłam się. „jak łazisz?” wykrzyczałam tak głośno, że usłyszało mnie chyba pół Londynu. „Shhhh” usłyszałam w odpowiedzi… to było znajome „shhh”.
Chłopak (jak się domyśliłam) podniósł mnie energicznie i pociągnął za sobą. Wpadliśmy do jakiegoś ciemnego zaułka, rodem z filmu akcji, kiedy to ofiara zapędzona jest w uliczkę bez wyjścia.  Później zobaczyłam grupkę dziewczyn, piszczących przeraźliwie, przebiegających obok zaułka, biegnących niewiadomo, dokąd. Nie miałam pojęcia, co tak właściwie się stało przez te kilka minut.
Spojrzałam na owego chłopaka… zdjął kaptur. Zobaczyłam kasztanową czuprynę i przepiękne, tak dobrze znane mi oczy.
Wszystkie wspomnienia powróciły z podwójną siłą. Przed oczami przemknęły mi wszystkie te dobre chwile sprzed dwóch lat.
Lou… miałam tuż obok siebie mojego Lou. W mojej głowie biło się ze sobą tysiące myśli.
Zaczęłam biec, przed siebie, nie myśląc o niczym. Słyszałam za sobą Jego wołanie. Nie odwróciłam się. Niczym w amoku, dalej biegłam. Ktoś bardzo mocno chwycił mnie za rękę. Zatrzymałam się. Odwróciłam się, a nasze spojrzenia się spotkały. Przytulił mnie, tak bezceremonialnie, tak po prostu.
„[T.I], przepraszam” powiedział. Poznał mnie, a ja znowu znalazłam się w tych czułych ramionach. „Proszę, załóż kaptur i chodź ze mną” zwrócił się do mnie. Zrobiłam to, o co prosił. Ruszyliśmy w nieznaną mi stronę. On był podenerwowany, co chwilę odwracał się, ukrywał swoją twarz. Szliśmy szybko, nie nadążałam za Jego krokami. Wreszcie dotarliśmy do jakiegoś bogatego osiedla i zatrzymaliśmy się przed jednym z tych zamożnych domów. Zdziwiło mnie, że Lou skierował się w jego stronę… i miał do niego klucze. Otworzył przede mną drzwi i sam szybko wskoczył do środka, zatrzaskując drzwi.
„Lou, o co tutaj tak właściwie chodzi? Dlaczego zachowujesz się tak… tak inaczej?” nie wytrzymałam. Chwycił mnie za rękę i zaprowadził schodami w górę. Weszliśmy do jakiegoś pokoju, najwyraźniej Jego pokoju. Na szafkach było mnóstwo zdjęć Jego w towarzystwie czwórki nieznanych chłopaków.
„[T.I], bardzo dużo pozmieniało się w moim życiu przez te dwa lata” powiedział. „Co to właściwie znaczy? Może powiesz mi, że stałeś się wielką gwiazdą i właśnie, dlatego mieszkasz w jakiejś pieprzonej willi?” zapytałam ironicznie. „Właściwie… można tak to ująć. Teraz jestem Lou z One Direction” wymamrotał, wyraźnie zmieszany. „Jakie One Direction? O czym Ty mówisz?!” wykrzyczałam, a zaraz potem przypomniały mi się nagłówki gazet z kiosku… „One Direction to, One Direction tamto”.
„Zmieniłaś się… tak bardzo się zmieniłaś [T.I]” powiedział, patrząc na mnie zasmuconymi oczami.
Nie miałam siły słuchać tego wszystkiego. Lou stał się jakimś cholernym fejmem. To wszystko nie miało najmniejszego sensu. Wybiegłam z tego pokoju, z tego domu. Wróciłam do mieszkania ciotki. Znowu przywitało mnie to sztuczne „cieszę się, że już jesteś”. Bez słowa wbiegłam schodami na górę i zamknęłam się w moim pokoju. Dobrą godzinę leżałam bez ruchu na łóżku i wpatrywałam się w ścianę. Wzięłam swojego laptopa i wystukałam w wyszukiwarkę „One Direction”. Wyskoczyło mi mnóstwo zdjęć, a prawie na każdym z nich Lou. Przeczytałam krótką notatkę o tym „boy bandzie”. Wszystko stało się jasne.
Lou poszedł na casting do jakiegoś muzycznego programu. Później złączono go w zespół z czwórką owych chłopaków ze zdjęć, a teraz stali się sławni na cały świat. Wszyscy o tym wiedzieli, tylko nie ja – zamknięta w swoim światku [T.I]. Poczułam, że łzy napływają mi do oczu. Czułam się cholernie źle. W napływie wściekłości wyrzuciłam z szafy te wszystkie czarne ubrania, wyjęłam piercing, zmyłam ten czarny makijaż. To wszystko zaczęło mnie obrzydzać… odcięło mnie od świata. Byłam zwykłym tchórzem, który za maską twardziela chciał ukryć cały swój ból, z którym nie potrafił się zmierzyć. Czułam się okropnie z tym, co dziś powiedziałam Louisowi i tym, co On powiedział mi. „Zmieniłaś się [T.I], tak bardzo się zmieniłaś” – to zabolało, tak bardzo zabolało.
Musiałam jakimś sposobem dotrzeć do Niego i przeprosić… przeprosić za wszystko. One Direction grali dzisiaj koncert w pobliżu. Postanowiłam tam pójść i jakoś się z nim zobaczyć. Potrzebowałam jednak pomocy. Skontaktowałam się z dziewczyną, którą poznałam 2 lata temu na zajęciach z wymiany. Wtedy zaprzyjaźniłyśmy się, ale ja zerwałam kontakt. Nie była jednak pamiętliwa, była kochana… taka jak zawsze, ona w przeciwieństwie do mnie się nie zmieniła.
Umówiłyśmy się na spotkanie w centrum handlowym. Czekałam przy fontannie. Kiedy zobaczyłam ją w oddali, wszystkie wspomnienia odżyły… wpadłyśmy sobie w ramiona. Tak dobrze było ją znowu widzieć.
Opowiedziałam jej o wszystkim, przed nią mogłam się otworzyć, być sobą. Przytuliła mnie mocno i powiedziała „damy radę”. Pociągnęła mnie za sobą. Odwiedziłyśmy chyba wszystkie możliwe sklepy. Jak Jess uważała „potrzebowałam zmiany wizerunku” i zasypywała mnie kolejnymi sukienkami. Po kilku godzinach oznajmiła „chyba mamy wszystko, czego potrzebujesz, a teraz chodźmy do mnie – musimy przygotować się do koncertu!”. Chciała mnie wspierać, kupiła nawet bilet na One Direction. Jak się okazało była ich wielką fanką i postanowiła mnie wyedukować, co do ich repertuaru i historii. Wkrótce wiedziałam o nich chyba wszystko. Jess wzięła mnie w obroty, a ja obawiałam się skutków tej metamorfozy, bo nie miałam czasu zajrzeć w lustro.
Czesanie, malowanie, przebieranie… nad wszystkim panowała moja niezastąpiona przyjaciółka. Było mi źle z tym, że odezwałam się do niej dopiero, kiedy potrzebowałam pomocy, dopiero po tych długich dwóch latach. Ale ona była cudownym człowiekiem… nie chowała do mnie urazy, wiedziałam, że mogę na nią liczyć i bezgranicznie jej zaufać.
Wreszcie skończyła, a ja mogłam przejrzeć się w ogromnym lustrze w korytarzu.
„Przecież to nie ja!” krzyknęłam, a moje oczy zrobiły się szklane. Tak bardzo przypomniałam tą [T.I] sprzed lat. Rzuciłam się Jess na szyję i przytuliłam najmocniej jak tylko potrafiłam. „Oj, [T.I] – nie becz, rozmyjesz makijaż!” powiedziała chichocząc i sama zaczęła się szykować.
Chodziłam w tą i z powrotem po całym pokoju. Jess upominała mnie, a ja uspokoiłam się dopiero, kiedy solidnie mnie ochrzaniła. Tak bardzo bałam się spotkania z Lou… tego, czy do niego w ogóle dojdzie, a jeśli tak to, co Mu powiem. W mojej głowie panował jeden wielki mętlik. Wtedy Jessy oznajmiła, że pora wychodzić, jeśli nie chcemy się spóźnić i zaprzepaścić szansy na odkręcenie tej całej sytuacji.
Kilkanaście minut później stałyśmy pod areną. Zainwestowałyśmy w bilety VIP, więc weszłyśmy do środka, jako jedne z pierwszych. Otaczały nas podekscytowane fanki z plakatami, koszulkami i Bóg wie, czym jeszcze. Jess także uległa tym wszystkim emocjom, jako Directionerka. Ja jednak byłam zbyt zdenerwowana, żeby zwracać uwagę na to, co się w około działo. Po dobrej godzinie oczekiwania, na scenę wszedł jakiś facet i zapowiedział wejście zespołu. Jeden wielki pisk, pchanie na barierki, ale ja wiedziałam, dlaczego to znoszę.
Wtedy na scenę wskoczyła piątka chłopców. Wśród nich był także Lou. Nie mogłam pojąć, że ten optymista, który nosił mnie „na baranach” dwa lata temu, teraz jest pożądany przez miliony dziewczyn na całym świecie i zyskał tak wielką sławę.
Byli naprawdę dobrzy. Ich muzyka wprawiła mnie w świetny humor i dałam się nawet wkręcić w powtarzanie tekstu. Jess szalała, szarpała mnie za rękę, piszczała. Nie wiedziałam, że tak bardzo ich ubóstwia. Stałyśmy pod samą sceną, więc często przechodził koło nas albo Niall albo Liam. Kiedy Lou był blisko, moje serce zaczynało szybciej bić.  W pewnym momencie miałam wrażenie, że zauważył mnie i wpatrywał się we mnie przez dłuższą chwilę. Kiedy skierowałam wzrok na Niego, on odwrócił głowę w inną stronę.
Koncert dobiegał końca, ostatnia piosenka i pożegnanie… czas na kulisy. Serce podeszło mi do gardła i biło jak szalone. Jess wyczuwając moje emocje, wzięła mnie za rękę. Dzięki niej nabrałam pewności siebie. Wziąłam głęboki oddech i weszłyśmy razem do pomieszczenia, w którym odbywały się spotkania z chłopakami. Na ich… Jego widok odebrało mi mowę. Naszczęście miałam przy sobie moją kochaną Jessy. Zagadała coś o tym, że są świetni, a oni wciągnęli się w rozmowę… wszyscy oprócz Lou. Wpatrywał się tylko we mnie tymi swoimi niebieskimi oczami. Nagle wstał. Chłopcy bacznie go obserwowali, jednocześnie rozmawiając z Jess. Skierował się w moją stronę. „Wróciłaś… taką właśnie pamiętam Cię, kiedy pierwszy raz zobaczyłem Cię na lotnisku” powiedział cicho. Reszta boy bandu zrozumiała, o co chodzi i wyszła z pomieszczenia razem z moją przyjaciółką. Zostaliśmy sami. On uśmiechnął się cudownie. „Chciałam… tak bardzo Cię przepraszam, Lou” zaczęłam nieśmiało. „Tak dawno nikt nie zwracał się tak do mnie” odparł chichocząc.
„Nie chciałam, żeby to wszystko tak wyszło… tyle niepotrzebnych słów skierowałam w Twoją stronę, ale zrozum… naprawdę ciężko było mi przyjąć do wiadomości, że mój… że ten chłopak, który przed dwoma laty przyniósł mi śniadanie do łóżka teraz jest światową gwiazdą… tym bardziej, że słuchając innego gatunku muzycznego nie miałam pojęcia o One Direction” przemówiłam, a On wpatrywał się we mnie.  „Ugh… rozumiem. Ja również nie jestem bez winy. Zaniedbałem nasz kontakt, nasze rozmowy przez castingi, X-Factora… tyle się wydarzyło, a ja nie miałem ani chwili oddechu„ powiedział z poczuciem winy doskonale słyszalnym w Jego głosie. „Wierzę, że to, co nas połączyło jest prawdziwe… a to co prawdziwe, przetrwa wiecznie. Pamiętasz? Kiedy wracam do przeszłości, wiem, że ja nadal w to wierzę. Wiem, że nie dotrzymałem obietnicy, dużo się pozmieniało, ale jeśli mimo tej całej otoczki fanów, koncertów, będziesz miała siłę, aby spróbować jeszcze raz…” zwrócił się do mnie.
„Nigdy nie miałam okazji Ci tego powiedzieć… kocham Cię Lou, kocham” wyszeptałam, a On przysunął się do mnie… był tak blisko. Złożył na moich ustach delikatny pocałunek.
„Yeaaaah! Wooooh! Kiss, Kiss, Kiss!” do pokoju wpadli rozentuzjazmowani chłopcy: uśmiechnięty Niall z bujną blond czupryną, wijący się w jakimś dziwnym tańcu Zayn oraz Harry z jego burzą loków z Liamem na plecach. Cała ta romantyczna atmosfera prysnęła, ale ja nie byłam zawiedziona… mogłam nadrobić zaległości związane z One Direction, czyli największymi gwiazdami tych czasów. Zbyt długo siedziałam zamknięta w tej otoczce ciężkiej muzyki.
Postanowiliśmy przenieść się z tej dziwnej garderoby do mieszkania Jess. Moja Jessy przygotowała na szybko jakieś przekąski, chłopcy pobiegli do pobliskiego sklepu. Siedzieliśmy do rana. My (ja i Lou) musieliśmy opowiadać ciekawskiej czwórce, jak się poznaliśmy, nie pomijając żadnego szczegółu. Później poprosiłam chłopaków, żeby opowiedzieli mi o tym, co ominęło mnie przez te dwa lata i jak powstał zespół (również nie odpuściłam im żadnego szczegółu), a to już dłuższa historia. Tak właśnie minął jeden z najmilszych wieczorów w moim życiu. Poranek też był niczego sobie. Otworzyłam oczy. Tuż obok mój Lou, a ja znowu mogłam rozkoszować się ciepłem Jego ramion, a gdy siegnęłam wzrokiem nieco dalej… cała reszta wesołej gromadki rozsypana po kanapie (pomijając Zayna, który w niewyjaśnionych okolicznościach znalazł się na podłodze).
Jednak znowu dopadła mnie rzeczywistość. Za kilka dni znowu miałam wracać i rozstawać się z Louisem. Mimo to, wiedziałam już, czego chcę od życia. Postanowiłam te kilka ostatnich dni spędzić u Jess. Ciotka Gabrielle? Podziękowałam za gościnę, przytuliłam, powiedziałam, że miło było ją poznać mimo wszystko. Chciałam pozostawić pomiędzy nami pozytywną relację. Co potem? Przeniosłam się do Jess. Ona pomogła mi podjąć decyzję, co do przyszłości.
Siedząc przy kubku ciepłej herbaty, zrobiłyśmy sobie leniwy dzień. Ona dziękowała mi nieustannie, za to, że miała okazję spędzić wieczór ze swoimi idolami, a ja zanudzałam ją opowieściami o Lou. Było sielankowo. Przemiły dzień. Postanowiłam jednak przedyskutować z nią to, co zamierzałam zrobić ze swoim życiem. Bardzo mi pomogła… kolejny raz. Była nieoceniona. Razem doszłyśmy do tego, co powinnam zrobić i wiedziałam już z całą pewnością, chcę. Postanowiłam wrócić do mojego kraju, pobyć z rodziną, a później z całym moim życiem przenieść się do Londynu. Tutaj było moje miejsce i mój tlen - Lou. Chciałam Go mieć blisko. Jego również ucieszyła moja decyzja. Miałam zamieszkać tymczasowo z Jessy, znaleźć pracę. Tak miała wyglądać moja przyszłość, przyszłość u boku Lou. Wiedziałam, że u boku mojego Supermana mogę czuć się bezpieczna… i kochana. Byłam pewna.
Tymczasem, następnego dnia ruszyliśmy w stronę lotniska - ja i moja wesoła gromadka : Jess, Niall, Liam, Harry, Zayn… no i Lou. Wszyscy rzucili się do grupowego uścisku, nie wiem, jakim cudem go przeżyłam. Potem musieli uciekać przed tłumem piszczących fanek, ale mimo to Lou został. Pociągnął mnie tylko w jakieś ustronne miejsce. Mocno przytulił, ucałował i pożegnał mnie słowami „wracaj do Londynu jak najszybciej, czeka na nas nowe życie”. Musiałam iść… tym razem nie zamierzałam płakać, wiedziałam, że będzie dobrze. Odwróciłam się, aby ostatni raz spojrzeć na Lou. Biedak… zniknął mi z oczu w tłumie fanek. Wiedziałam jednak, że mój idol będzie na mnie czekał, a ja wrócę tutaj niebawem, niczym najwierniejsza fanka.


~Wilma