14.04.2013

#21 Liam /Falling Star (Część 2)/

BARDZO WAS PRZEPRASZAMY! Za to, że ostatnio zaniedbywałyśmy bloga, ale za tydzień (O MATKO!) mamy egzamin gimnazjalny. Myślę, że w tym tygodniu pojawi się jeszcze jakiś imagin, ale nic nie obiecuję. Po egzaminach wszystko nadrobimy! xx.
P.S. KOCHAMY WAS <3 

Druga, chyba ostatnia część Falling Star. Nie jestem do końca zadowolona z tego imagina, ale to moje odczucie. Nadal nie wiem, co Wy sądzicie o naszej twórczości... może tak jeden mały komentarz z króciutkim "OK"? (:
A teraz zapraszam do czytania.





Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk smsa. „Córeczko, nie wrócę dzisiaj do domu. Muszę zostać dłużej z pracy, a później lecę prosto do restauracji. Zobaczymy się dopiero jutro. Dacie sobie z Joshem radę?” - tak brzmiała jego treść. Miałam wyrzuty sumienia. Nie mogłam jeszcze pracować, a ten cholerny łajdak, Josh siedział na bezrobotnym i nie zamierzał ruszyć palcem. Tak bardzo żal mi było mamy.
Postanowiłam dokończyć zakupy. Zabrałam jeszcze kilka rzeczy i ruszyłam w stronę kas. Otwarta była tylko jedna, a kolejka rozciągała się na pół sklepu. Stanęłam zirytowana za jakąś starszą kobietą, która nie zamierzała się śpieszyć. „Kasa numer 2 została otwarta, zapraszamy!” usłyszałam kobiecy głos. Czym prędzej zaczęłam biec do owej kasy, biorąc pod uwagę fakt, że była na drugim końcu supermarketu. Już prawie byłam na miejscu, kiedy ktoś na mnie wpadł. Moje zakupy rozsypały się po podłodze, a na moim czole pojawił się cholernie bolący guz. Już miałam wydrzeć się na nieznajomego, który mnie staranował, kiedy zobaczyłam tego przystojnego chłopaka, który pomógł mi z Redbullem.
„Oh, przepraszam!” powiedział z wyraźnie zaniepokojoną miną. „Nic mi nie jest” zwróciłam się do niego, masując obolałe czoło. Na domiar nieszczęść, oboje w tym samym momencie schyliliśmy się, żeby pozbierać porozrzucane rzeczy i zderzyliśmy się czołami. Mój guz zaczął boleć jeszcze bardziej, a ciemnooki nabił sobie nowego. Staliśmy tak pośrodku marketu trzymając się za głowy i patrząc się na siebie. Nagle on wybuchnął śmiechem, który był zaraźliwy, więc i ja zaczęłam się śmiać. Musieliśmy wyglądać jak dwójka wariatów, trzymająca się za głowy, śmiejąca się niewiadomo, z czego, stojąca pośród porozsypywanych zakupów.
„Okay, pozwól, że SAM pozbieram Twoje zakupy, a Ty staniesz w kolejce” powiedział, próbując opanować histeryczny śmiech. Zrobiłam jak kazał i ustawiłam się w gigantycznym ogonku, a on chwilę później stanął za mną i podał mi moją siatkę. Sam miał tylko Snickersa. „Właściwie to jestem Liam i miło mi Cię poznać” powiedział wyciągając w moim kierunku dłoń. „Czy to aby bezpieczne?” - zapytałam rozbawiona – „a tak serio to jestem [T.I] i również cieszę się, że Cię poznałam”
„Siostrzyczko, co to za frajer?” niewiadomo skąd pojawił się tutaj Josh. Tylko jego tutaj brakowało. „Joshku, spójrz w witrynę sklepową i zobaczysz największego luzera na świecie, a teraz spadaj, chyba, że chcesz tym razem dostać z lewego sierpowego, hm?” zwróciłam się do niego. Dotknął miejsca, w które poprzednio oberwał i bez słowa odszedł.
„Cóż za kochające się rodzeństwo” powiedział wyraźnie rozbawiony Liam. Uśmiechnęłam się tylko i zaczęłam wypakowywać swoje zakupy. Zapłaciłam, spakowałam wszystko i ruszyłam w stronę drzwi.
 „To ty tak urządziłaś swojego brata?” dogonił mnie ciemnooki. „Uhm.. tak” odpowiedziałam. „Gdzie się tego nauczyłaś?” nie dawał za wygraną i dotrzymywał mi kroku. „Często oglądałam z tatą boks w telewizji” uśmiechnęłam się zawadiacko.
 „Pozwolisz, że wynagrodzę Ci te wszystkie guzy, które przeze mnie sobie dzisiaj zafundowałaś?” zapytał i nie czekając na odpowiedź pociągnął mnie za rękę w kierunku swojego samochodu. Otworzył przede mną drzwi i chwilę później sam był w środku. „No wsiadaj, przecież cię nie zjem” zażartował, a ja wsiadłam. Ruszyliśmy spod sklepu.
„Nic nie wiem o tym chłopaku, siedzę w jego aucie, wiezie mnie niewiadomo dokąd – jestem skrajnie nieodpowiedzialna” pomyślałam, uśmiechając się pod nosem. „Z czego się śmiejesz?” zapytał, a ja opowiedziałam mu, o czym przed chwilą myślałam, na co zareagował śmiechem.Właśnie w radiu leciała moja ulubiona piosenka, odruchowo zaczęłam śpiewać, a Liam podkręcił głośność i sam zaczął nucić. W samochodzie zrobiła się mała impreza, co wprawiło nas w świetne nastroje.
Zatrzymaliśmy się przed niewielkim domem. „Tutaj mieszkam. Zapraszam w moje skromne progi” zachęcił mnie uśmiechem. Otworzył przede mną drzwi, a ja nieśmiało przekroczyłam próg. W środku było bardzo przytulnie. Kazał mi się rozgościć, a sam skierował się do kuchni. Usiadłam na kanapie i rozglądałam się z ciekawością po salonie. Stosy płyt, kominek, mały telewizor i gitara w kącie. Tymczasem wrócił Liam z tacą.
 „Grasz?” zapytałam, wskazując na instrument. „Czasem brzdękam, jak mam czas” odpowiedział oblewając się rumieńcem. Poprosiłam, aby coś zagrał. Protestował, upierając się, że nie potrafi grać. Ustąpił dopiero, kiedy zaproponowałam, że zaśpiewam. Wspólnie wybraliśmy „Rolling In the deep”. Muszę przyznać, że całkiem dobrze nam szło. Liam wciągnął się w brzdękanie, a ja w śpiewanie. Kolejne piosenki, niekontrolowane wybuchy śmiechu – nawet nie wiedziałam, kiedy zrobiło się ciemno. Zerknęłam na zegar. Była już 22.
„Muszę lecieć. Świetnie było tutaj sobie z tobą posiedzieć” oznajmiłam. Liam zrobił smutną minę i starał się mnie zatrzymać. Przekonał mnie na dodatkowe dziesięć minut. Postawiłam jeden warunek – tym razem on miał zaśpiewać. Zgodził się i zaczął wertować swój notes z utworami. Od pierwszych akordów rozpoznałam piosenkę, którą grał – „As long as you love me”. Wyśpiewał pierwsze słowa, a po moim ciele przebiegły dreszcze. Słuchałam go w milczeniu. Zahipnotyzował mnie swoim głosem. Zapomniałam o całym świecie… o Joshu, mamie, wszystkich dręczących mnie problemach. Nie miałam ochoty wracać do domu. Tutaj czułam się bezpieczna. Przypomniałam sobie owy wieczór na balkonie, moje rozmyślania, spadającą gwiazdę i… moje życzenie.
„Pragnę tylko osoby, która wypełniłaby moje życie i była dla mnie wsparciem” – tak właśnie brzmiało. Przyglądając się Liamowi, rozmyślałam o mojej prośbie. Miałam wrażenie, jakby to właśnie on miał być moim aniołem, który miał mnie strzec.
Z zamyślenia wyrwał mnie jego głos. „Wszystko w porządku?” zapytał z zatroskaną miną. „Tak, ymm… wszystko okay” odpowiedziałam, powracając na ziemię. Minęło to obiecane mu dziesięć minut. Już miało przez gardło przejść mi kolejne „muszę już iść”, kiedy odłożył gitarę, znalazł się koło mnie i niespodziewanie pocałował.
Czas się zatrzymał, nic nie istniało. Tylko ja i on. 

~ Wilma

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz