Jak już wiecie, nie usuwamy bloga... za bardzo się przywiązałyśmy, ale byłoby miło od czasu do czasu zobaczyć, jakiś komentarz pod naszą pracą.
...a teraz już nie marudzę i życzę przyjemnej lektury
i PAMIĘTAJCIE - kochamy Was, nawet takich cichych <3
Jedna z tych
cieplutkich, wakacyjnych nocy. Otulona za dużą bluzą, siedziałam od kilku
godzin na balkonie. Ściemniło się, więc nie mogłam dalej czytać Pottera. Włożyłam do uszu słuchawki i
włączyłam ulubiony kawałek. Nie miałam zamiaru się stąd ruszać. Nikt mnie nie
szukał, nikt o nic nie pytał. Moja mama, wiecznie zabiegana, pracowała na kilka
etatów, żeby utrzymać rodzinę. Została z nami sama po śmierci ojca. Teraz odrabiała
nockę, więc w domu był tylko mój starszy brat… a może go nie było. Ciągle
gdzieś wychodził ze zgrają swoich kumpli.
Atmosfera
sprzyjała rozmyślaniom. Wspominałam wszystkich tych ludzi, którzy mają mnie
gdzieś, te wszystkie niespełnione marzenia. Zdałam sobie sprawę, że nie mam
nikogo, komu mogłabym w pełni zaufać, z kim mogłabym pogadać o każdej porze
dnia i nocy, kto pomógłby mi w rozwiązaniu wszystkich tych dręczących problemów.
Spojrzałam w
niebo. Miliony gwiazd, a gdzieś pośród nich mój tata. „Kocham Cię tato. Nawet
nie wiesz, jak nam bez Ciebie ciężko…” wyszeptałam, a w moich oczach pojawiły
się łzy. Wtedy zobaczyłam spadającą gwiazdę. Przypomniałam sobie chwile, kiedy
całą rodziną przesiadywaliśmy tutaj i tata w takiej sytuacji zawsze wołał
„pomyślcie życzenie, szybko!” z szerokim uśmiechem. Zawsze robiłam tą swoją
poirytowaną minę i udawałam, że nie wierzę w takie głupoty, jednak zawsze
układałam w myślach fomułkę życzenia.
Tym razem nie
musiałam przed nikim udawać zirytowanej licealistki, która jest przecież zbyt
dorosła na takie bzdury. Zamknęłam oczy i pomyślałam życzenie, które w moim
przekonaniu miało nigdy się nie spełnić…
Zrobiło się
chłodno, a moja bluza nie wystarczała, żeby mnie ogrzać. Pozbierałam swoje
rzeczy i wróciłam do pokoju na strychu. Była 4.36, a ja padałam z nóg.
Położyłam się do łóżka i momentalnie zasnęłam.
Obudziłam się
dopiero koło południa, a właściwie obudził mnie Josh, mój starszy brat. „Młoda,
pożycz dychę! Oddam… kiedyś” wydarł się na cały pokój, wchodząc bez pukania.
„Nie mam, spadaj” wymamrotałam rozespana. Czasami miałam go dość. Szlajał się z
kolegami po kolejnych barach i wyzyskiwał mamę, która harowała ciężko na nasze
utrzymanie. Josh nie chciał wyjść i dalej coś wykrzykiwał. Poirytowana wstałam
energicznie z łóżka i bez uprzedzenia przywaliłam mu z prawego sierpowego
(nauczyłam się tego oglądając boks w telewizji). Biedaczysko nie wiedziało,
gdzie jest. Jak szybko wszedł, tak szybko wyszedł i zamknął nawet za sobą
drzwi.
Przypomniałam
sobie, że miałam zrobić dzisiaj porządne zakupy, bo w lodówce świeciło pustkami.
Uczesałam się, narzuciłam na siebie jakieś ubrania znalezione na podłodze i
zjadłam śniadanie. Jeszcze jeden łyk soku i mogłam ruszać w drogę. Dotarłam do
pobliskiego supermarketu, gdzie zazwyczaj robię zakupy. Pani Smith, kasjerka,
powitała mnie serdecznie, a ja ruszyłam na podbój regałów. Masło, mleko, ser,
ogórki, pizza i tak dalej, i tak dalej. Dotarłam do półki z napojami. Mój
ulubiony napój energetyczny był na samej górze. „Ugh…” jęknęłam tylko i na
palcach próbowałam go dosięgnąć, niestety nie należałam do wysokich ludzi. Kolejne
nieudane próby, a Redbull dalej był
dla mnie nieosiągalny. „Może pomóc?” usłyszałam za sobą męski głos. Gwałtownie
się odwróciłam i zobaczyłam ciemnookiego chłopaka z bujną ciemnoblond czupryną.
„ehm… tak,
byłabym wdzięczna” wydukałam. Chłopak
ślicznie się uśmiechnął i bez trudu ściągnął mojego Redbulla z górnej półki.
„Proszę” powiedział chichocząc i podał mi puszkę. Nie zdążyłam nawet odpowiedzieć
„dzięki”, a jego już nie było.
~Wilma
btw
...miło byłoby spotkać takiego ślicznego Liama podczas zakupów w Tesco, co nie? *__*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz