1.04.2013

#17. Louis /Welcome London (Część 3)/


Trzecia, myślę, że ostatnia część Louisa. Jeszcze raz Wesołych Świąt wszystkim i życzę miłej lektury!

Słuchajcie, razem z Nicki, miałybyśmy prośbę. Jeżeli czytacie, skomentujcie, albo przynajmniej kliknijcie jedną z trzech opinii pod imaginem...Chcemy wiedzieć, czy w ogóle ktoś to czyta i czy nasza praca ma jakikolwiek sens xx.








Sentyment do Londynu pozostał. Tegoroczne wakacje spędziłam właśnie tam. Chciałam odwiedzić ciocię, która mieszkała tam od lat. Nie utrzymywałyśmy kontaktu, a ja zdecydowałam, że chcę go odnowić.
Lotnisko, odprawa, podróż, lotnisko. Ciocia Gabrielle czekała na mnie z kartką. Przywitanie - coś w stylu „ale z ciebie pannica” i zauważalny niepokój w jej oczach. Może to dlatego, że mój wygląd zmienił się za sprawą heavy metalu. Długie włosy, czarne ubrania, glany. Mój kamuflaż przed wspomnieniami… przed tym wszystkim, co wydarzyło się 2 lata temu. Mimo licznych e-maili, rozmów telefonicznych i desperackich prób utrzymania kontaktu między mną, a Lou coś się skończyło. Telefony stały się znacznie rzadsze, aż w końcu ustały. Stworzyłam swój własny, mroczny świat, do którego nikt nie miał wstępu, nikt.
Ciocia zabrała mnie do swojego domu, ugościła, serdecznie się uśmiechała, jednak wiedziałam, że ta wizyta jest jej nie na rękę… może wolała o nas zapomnieć. Dlatego często wychodziłam z domu, po prostu pochodzić po mieście, tak bez najmniejszego sensu. Chciałam zejść ciotce z oczu, nie czułam się dobrze w jej towarzystwie. Właściwie odliczałam dni do wyjazdu, chciałam już wracać, ale jak na złość czas wlókł się niemiłosiernie.
Kolejny, długi spacer. Miałam już nawet swoje ulubione miejsca, takie, w których czułam się wolna od tych wszystkich sztucznych dobrotliwości i uśmiechów.
Pogoda mnie nie wspierała. Było pochmurno, co chwilę lało. Kaptur w bluzie był moim prawdziwym przyjacielem. Ze słuchawkami w uszach chodziłam bez celu po londyńskich uliczkach. Wychodziłam właśnie zza rogu, nucąc pod nosem ulubioną piosenkę. Właśnie wtedy ktoś wpadł na mnie z ogromną siłą. Przewróciłam się. „jak łazisz?” wykrzyczałam tak głośno, że usłyszało mnie chyba pół Londynu. „Shhhh” usłyszałam w odpowiedzi… to było znajome „shhh”.
Chłopak (jak się domyśliłam) podniósł mnie energicznie i pociągnął za sobą. Wpadliśmy do jakiegoś ciemnego zaułka, rodem z filmu akcji, kiedy to ofiara zapędzona jest w uliczkę bez wyjścia.  Później zobaczyłam grupkę dziewczyn, piszczących przeraźliwie, przebiegających obok zaułka, biegnących niewiadomo, dokąd. Nie miałam pojęcia, co tak właściwie się stało przez te kilka minut.
Spojrzałam na owego chłopaka… zdjął kaptur. Zobaczyłam kasztanową czuprynę i przepiękne, tak dobrze znane mi oczy.
Wszystkie wspomnienia powróciły z podwójną siłą. Przed oczami przemknęły mi wszystkie te dobre chwile sprzed dwóch lat.
Lou… miałam tuż obok siebie mojego Lou. W mojej głowie biło się ze sobą tysiące myśli.
Zaczęłam biec, przed siebie, nie myśląc o niczym. Słyszałam za sobą Jego wołanie. Nie odwróciłam się. Niczym w amoku, dalej biegłam. Ktoś bardzo mocno chwycił mnie za rękę. Zatrzymałam się. Odwróciłam się, a nasze spojrzenia się spotkały. Przytulił mnie, tak bezceremonialnie, tak po prostu.
„[T.I], przepraszam” powiedział. Poznał mnie, a ja znowu znalazłam się w tych czułych ramionach. „Proszę, załóż kaptur i chodź ze mną” zwrócił się do mnie. Zrobiłam to, o co prosił. Ruszyliśmy w nieznaną mi stronę. On był podenerwowany, co chwilę odwracał się, ukrywał swoją twarz. Szliśmy szybko, nie nadążałam za Jego krokami. Wreszcie dotarliśmy do jakiegoś bogatego osiedla i zatrzymaliśmy się przed jednym z tych zamożnych domów. Zdziwiło mnie, że Lou skierował się w jego stronę… i miał do niego klucze. Otworzył przede mną drzwi i sam szybko wskoczył do środka, zatrzaskując drzwi.
„Lou, o co tutaj tak właściwie chodzi? Dlaczego zachowujesz się tak… tak inaczej?” nie wytrzymałam. Chwycił mnie za rękę i zaprowadził schodami w górę. Weszliśmy do jakiegoś pokoju, najwyraźniej Jego pokoju. Na szafkach było mnóstwo zdjęć Jego w towarzystwie czwórki nieznanych chłopaków.
„[T.I], bardzo dużo pozmieniało się w moim życiu przez te dwa lata” powiedział. „Co to właściwie znaczy? Może powiesz mi, że stałeś się wielką gwiazdą i właśnie, dlatego mieszkasz w jakiejś pieprzonej willi?” zapytałam ironicznie. „Właściwie… można tak to ująć. Teraz jestem Lou z One Direction” wymamrotał, wyraźnie zmieszany. „Jakie One Direction? O czym Ty mówisz?!” wykrzyczałam, a zaraz potem przypomniały mi się nagłówki gazet z kiosku… „One Direction to, One Direction tamto”.
„Zmieniłaś się… tak bardzo się zmieniłaś [T.I]” powiedział, patrząc na mnie zasmuconymi oczami.
Nie miałam siły słuchać tego wszystkiego. Lou stał się jakimś cholernym fejmem. To wszystko nie miało najmniejszego sensu. Wybiegłam z tego pokoju, z tego domu. Wróciłam do mieszkania ciotki. Znowu przywitało mnie to sztuczne „cieszę się, że już jesteś”. Bez słowa wbiegłam schodami na górę i zamknęłam się w moim pokoju. Dobrą godzinę leżałam bez ruchu na łóżku i wpatrywałam się w ścianę. Wzięłam swojego laptopa i wystukałam w wyszukiwarkę „One Direction”. Wyskoczyło mi mnóstwo zdjęć, a prawie na każdym z nich Lou. Przeczytałam krótką notatkę o tym „boy bandzie”. Wszystko stało się jasne.
Lou poszedł na casting do jakiegoś muzycznego programu. Później złączono go w zespół z czwórką owych chłopaków ze zdjęć, a teraz stali się sławni na cały świat. Wszyscy o tym wiedzieli, tylko nie ja – zamknięta w swoim światku [T.I]. Poczułam, że łzy napływają mi do oczu. Czułam się cholernie źle. W napływie wściekłości wyrzuciłam z szafy te wszystkie czarne ubrania, wyjęłam piercing, zmyłam ten czarny makijaż. To wszystko zaczęło mnie obrzydzać… odcięło mnie od świata. Byłam zwykłym tchórzem, który za maską twardziela chciał ukryć cały swój ból, z którym nie potrafił się zmierzyć. Czułam się okropnie z tym, co dziś powiedziałam Louisowi i tym, co On powiedział mi. „Zmieniłaś się [T.I], tak bardzo się zmieniłaś” – to zabolało, tak bardzo zabolało.
Musiałam jakimś sposobem dotrzeć do Niego i przeprosić… przeprosić za wszystko. One Direction grali dzisiaj koncert w pobliżu. Postanowiłam tam pójść i jakoś się z nim zobaczyć. Potrzebowałam jednak pomocy. Skontaktowałam się z dziewczyną, którą poznałam 2 lata temu na zajęciach z wymiany. Wtedy zaprzyjaźniłyśmy się, ale ja zerwałam kontakt. Nie była jednak pamiętliwa, była kochana… taka jak zawsze, ona w przeciwieństwie do mnie się nie zmieniła.
Umówiłyśmy się na spotkanie w centrum handlowym. Czekałam przy fontannie. Kiedy zobaczyłam ją w oddali, wszystkie wspomnienia odżyły… wpadłyśmy sobie w ramiona. Tak dobrze było ją znowu widzieć.
Opowiedziałam jej o wszystkim, przed nią mogłam się otworzyć, być sobą. Przytuliła mnie mocno i powiedziała „damy radę”. Pociągnęła mnie za sobą. Odwiedziłyśmy chyba wszystkie możliwe sklepy. Jak Jess uważała „potrzebowałam zmiany wizerunku” i zasypywała mnie kolejnymi sukienkami. Po kilku godzinach oznajmiła „chyba mamy wszystko, czego potrzebujesz, a teraz chodźmy do mnie – musimy przygotować się do koncertu!”. Chciała mnie wspierać, kupiła nawet bilet na One Direction. Jak się okazało była ich wielką fanką i postanowiła mnie wyedukować, co do ich repertuaru i historii. Wkrótce wiedziałam o nich chyba wszystko. Jess wzięła mnie w obroty, a ja obawiałam się skutków tej metamorfozy, bo nie miałam czasu zajrzeć w lustro.
Czesanie, malowanie, przebieranie… nad wszystkim panowała moja niezastąpiona przyjaciółka. Było mi źle z tym, że odezwałam się do niej dopiero, kiedy potrzebowałam pomocy, dopiero po tych długich dwóch latach. Ale ona była cudownym człowiekiem… nie chowała do mnie urazy, wiedziałam, że mogę na nią liczyć i bezgranicznie jej zaufać.
Wreszcie skończyła, a ja mogłam przejrzeć się w ogromnym lustrze w korytarzu.
„Przecież to nie ja!” krzyknęłam, a moje oczy zrobiły się szklane. Tak bardzo przypomniałam tą [T.I] sprzed lat. Rzuciłam się Jess na szyję i przytuliłam najmocniej jak tylko potrafiłam. „Oj, [T.I] – nie becz, rozmyjesz makijaż!” powiedziała chichocząc i sama zaczęła się szykować.
Chodziłam w tą i z powrotem po całym pokoju. Jess upominała mnie, a ja uspokoiłam się dopiero, kiedy solidnie mnie ochrzaniła. Tak bardzo bałam się spotkania z Lou… tego, czy do niego w ogóle dojdzie, a jeśli tak to, co Mu powiem. W mojej głowie panował jeden wielki mętlik. Wtedy Jessy oznajmiła, że pora wychodzić, jeśli nie chcemy się spóźnić i zaprzepaścić szansy na odkręcenie tej całej sytuacji.
Kilkanaście minut później stałyśmy pod areną. Zainwestowałyśmy w bilety VIP, więc weszłyśmy do środka, jako jedne z pierwszych. Otaczały nas podekscytowane fanki z plakatami, koszulkami i Bóg wie, czym jeszcze. Jess także uległa tym wszystkim emocjom, jako Directionerka. Ja jednak byłam zbyt zdenerwowana, żeby zwracać uwagę na to, co się w około działo. Po dobrej godzinie oczekiwania, na scenę wszedł jakiś facet i zapowiedział wejście zespołu. Jeden wielki pisk, pchanie na barierki, ale ja wiedziałam, dlaczego to znoszę.
Wtedy na scenę wskoczyła piątka chłopców. Wśród nich był także Lou. Nie mogłam pojąć, że ten optymista, który nosił mnie „na baranach” dwa lata temu, teraz jest pożądany przez miliony dziewczyn na całym świecie i zyskał tak wielką sławę.
Byli naprawdę dobrzy. Ich muzyka wprawiła mnie w świetny humor i dałam się nawet wkręcić w powtarzanie tekstu. Jess szalała, szarpała mnie za rękę, piszczała. Nie wiedziałam, że tak bardzo ich ubóstwia. Stałyśmy pod samą sceną, więc często przechodził koło nas albo Niall albo Liam. Kiedy Lou był blisko, moje serce zaczynało szybciej bić.  W pewnym momencie miałam wrażenie, że zauważył mnie i wpatrywał się we mnie przez dłuższą chwilę. Kiedy skierowałam wzrok na Niego, on odwrócił głowę w inną stronę.
Koncert dobiegał końca, ostatnia piosenka i pożegnanie… czas na kulisy. Serce podeszło mi do gardła i biło jak szalone. Jess wyczuwając moje emocje, wzięła mnie za rękę. Dzięki niej nabrałam pewności siebie. Wziąłam głęboki oddech i weszłyśmy razem do pomieszczenia, w którym odbywały się spotkania z chłopakami. Na ich… Jego widok odebrało mi mowę. Naszczęście miałam przy sobie moją kochaną Jessy. Zagadała coś o tym, że są świetni, a oni wciągnęli się w rozmowę… wszyscy oprócz Lou. Wpatrywał się tylko we mnie tymi swoimi niebieskimi oczami. Nagle wstał. Chłopcy bacznie go obserwowali, jednocześnie rozmawiając z Jess. Skierował się w moją stronę. „Wróciłaś… taką właśnie pamiętam Cię, kiedy pierwszy raz zobaczyłem Cię na lotnisku” powiedział cicho. Reszta boy bandu zrozumiała, o co chodzi i wyszła z pomieszczenia razem z moją przyjaciółką. Zostaliśmy sami. On uśmiechnął się cudownie. „Chciałam… tak bardzo Cię przepraszam, Lou” zaczęłam nieśmiało. „Tak dawno nikt nie zwracał się tak do mnie” odparł chichocząc.
„Nie chciałam, żeby to wszystko tak wyszło… tyle niepotrzebnych słów skierowałam w Twoją stronę, ale zrozum… naprawdę ciężko było mi przyjąć do wiadomości, że mój… że ten chłopak, który przed dwoma laty przyniósł mi śniadanie do łóżka teraz jest światową gwiazdą… tym bardziej, że słuchając innego gatunku muzycznego nie miałam pojęcia o One Direction” przemówiłam, a On wpatrywał się we mnie.  „Ugh… rozumiem. Ja również nie jestem bez winy. Zaniedbałem nasz kontakt, nasze rozmowy przez castingi, X-Factora… tyle się wydarzyło, a ja nie miałem ani chwili oddechu„ powiedział z poczuciem winy doskonale słyszalnym w Jego głosie. „Wierzę, że to, co nas połączyło jest prawdziwe… a to co prawdziwe, przetrwa wiecznie. Pamiętasz? Kiedy wracam do przeszłości, wiem, że ja nadal w to wierzę. Wiem, że nie dotrzymałem obietnicy, dużo się pozmieniało, ale jeśli mimo tej całej otoczki fanów, koncertów, będziesz miała siłę, aby spróbować jeszcze raz…” zwrócił się do mnie.
„Nigdy nie miałam okazji Ci tego powiedzieć… kocham Cię Lou, kocham” wyszeptałam, a On przysunął się do mnie… był tak blisko. Złożył na moich ustach delikatny pocałunek.
„Yeaaaah! Wooooh! Kiss, Kiss, Kiss!” do pokoju wpadli rozentuzjazmowani chłopcy: uśmiechnięty Niall z bujną blond czupryną, wijący się w jakimś dziwnym tańcu Zayn oraz Harry z jego burzą loków z Liamem na plecach. Cała ta romantyczna atmosfera prysnęła, ale ja nie byłam zawiedziona… mogłam nadrobić zaległości związane z One Direction, czyli największymi gwiazdami tych czasów. Zbyt długo siedziałam zamknięta w tej otoczce ciężkiej muzyki.
Postanowiliśmy przenieść się z tej dziwnej garderoby do mieszkania Jess. Moja Jessy przygotowała na szybko jakieś przekąski, chłopcy pobiegli do pobliskiego sklepu. Siedzieliśmy do rana. My (ja i Lou) musieliśmy opowiadać ciekawskiej czwórce, jak się poznaliśmy, nie pomijając żadnego szczegółu. Później poprosiłam chłopaków, żeby opowiedzieli mi o tym, co ominęło mnie przez te dwa lata i jak powstał zespół (również nie odpuściłam im żadnego szczegółu), a to już dłuższa historia. Tak właśnie minął jeden z najmilszych wieczorów w moim życiu. Poranek też był niczego sobie. Otworzyłam oczy. Tuż obok mój Lou, a ja znowu mogłam rozkoszować się ciepłem Jego ramion, a gdy siegnęłam wzrokiem nieco dalej… cała reszta wesołej gromadki rozsypana po kanapie (pomijając Zayna, który w niewyjaśnionych okolicznościach znalazł się na podłodze).
Jednak znowu dopadła mnie rzeczywistość. Za kilka dni znowu miałam wracać i rozstawać się z Louisem. Mimo to, wiedziałam już, czego chcę od życia. Postanowiłam te kilka ostatnich dni spędzić u Jess. Ciotka Gabrielle? Podziękowałam za gościnę, przytuliłam, powiedziałam, że miło było ją poznać mimo wszystko. Chciałam pozostawić pomiędzy nami pozytywną relację. Co potem? Przeniosłam się do Jess. Ona pomogła mi podjąć decyzję, co do przyszłości.
Siedząc przy kubku ciepłej herbaty, zrobiłyśmy sobie leniwy dzień. Ona dziękowała mi nieustannie, za to, że miała okazję spędzić wieczór ze swoimi idolami, a ja zanudzałam ją opowieściami o Lou. Było sielankowo. Przemiły dzień. Postanowiłam jednak przedyskutować z nią to, co zamierzałam zrobić ze swoim życiem. Bardzo mi pomogła… kolejny raz. Była nieoceniona. Razem doszłyśmy do tego, co powinnam zrobić i wiedziałam już z całą pewnością, chcę. Postanowiłam wrócić do mojego kraju, pobyć z rodziną, a później z całym moim życiem przenieść się do Londynu. Tutaj było moje miejsce i mój tlen - Lou. Chciałam Go mieć blisko. Jego również ucieszyła moja decyzja. Miałam zamieszkać tymczasowo z Jessy, znaleźć pracę. Tak miała wyglądać moja przyszłość, przyszłość u boku Lou. Wiedziałam, że u boku mojego Supermana mogę czuć się bezpieczna… i kochana. Byłam pewna.
Tymczasem, następnego dnia ruszyliśmy w stronę lotniska - ja i moja wesoła gromadka : Jess, Niall, Liam, Harry, Zayn… no i Lou. Wszyscy rzucili się do grupowego uścisku, nie wiem, jakim cudem go przeżyłam. Potem musieli uciekać przed tłumem piszczących fanek, ale mimo to Lou został. Pociągnął mnie tylko w jakieś ustronne miejsce. Mocno przytulił, ucałował i pożegnał mnie słowami „wracaj do Londynu jak najszybciej, czeka na nas nowe życie”. Musiałam iść… tym razem nie zamierzałam płakać, wiedziałam, że będzie dobrze. Odwróciłam się, aby ostatni raz spojrzeć na Lou. Biedak… zniknął mi z oczu w tłumie fanek. Wiedziałam jednak, że mój idol będzie na mnie czekał, a ja wrócę tutaj niebawem, niczym najwierniejsza fanka.


~Wilma

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz