Druga, ostatnia część Harrego. Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu...
KOCHANI, czy Wy jeszcze żyjecie? Co u Was? Jak Wam mija dzień? Dajcie znać, czy coś w tym stylu ;___;
„Tak,
słucham?” usłyszałam w słuchawce jego ochrypły głos. Zaniemówiłam, a na ziemię
sprowadziło mnie dopiero jego kolejne „halo?”.
„Harry?”
wymamrotałam.
- Och, cześć
[T.I] – jego głos się rozpogodził
-
Przepraszam, ja… a nieważne. Znalazłam twoją karteczkę i… chciałam ci jeszcze
raz podziękować, gdyby nie ty ja… - bełkotałam w nieładzie do słuchawki, co
przerwało dopiero jego ciche „shhh”
- Jeśli
chcesz mi się odwdzięczyć to przestań mi wreszcie dziękować i bądź gotowa o 18
– powiedział poirytowany i odłożył słuchawkę.
Kompletnie
nie wiedziałam, co mam o tym myśleć. On miał w sobie coś, co powodowało u mnie
zaćmienie wszelkich rozsądnych słów. Czułam, że wyszłam na nieogarniętą
idiotkę. Zerknęłam na zegar – 16.00. Miałam niewiele czasu do zebrania się w
jedną całość. Włączyłam muzykę i spojrzałam w lustro. Zobaczyłam zmęczoną
dziewczynę w starym dresie, która czekała na pomoc. Stanęłam przed szafą, a
kilka minut później podłoga zasypana była toną ubrań. Po kilkunastu minutach
przebierania się, zdecydowałam się na czarne legginsy, brzoskwiniową tunikę i
balerinki. Uczesałam włosy w kok i nałożyłam delikatny makijaż. Nawet nie
wiedziałam, że zajęło mi to aż tyle czasu. W mgnieniu oka zegar wskazał 17.45,
więc Harry lada chwila miał się pojawić.
Nie trwało
długo, gdy odezwał się dzwonek do drzwi. „Witam, jestem ojcem [T.I]” usłyszałam
donośny głos mojego taty. Wyobraziłam sobie chłopaka z burzą loków, otoczonego
przez mojego ojca, którego postura budziła respekt oraz mamę zasypującą go
podziękowaniami i bliską łez. To zmotywowało mnie do działania: ostatnie
spojrzenie w lustro, głęboki oddech i szybki bieg na dół. Było dokładnie tak,
jak sobie wyobrażałam. Rodzice otoczyli Harrego i nie dali mu dojść do słowa.
Chrząknęłam głośno i wydusiłam z siebie „cześć Harry”. Tata zabrał mamę do
kuchni, ale ja wiedziałam, że ich ciekawość jest zbyt wielka, żeby tak po
prostu odpuścili. Zielonooki nie zdążył mi nawet odpowiedzieć, a już
zatrzaskiwałam za nami drzwi.
„Przepraszam
za moich rodziców… wdzięczność i troska o córkę robi swoje. Oddalmy się stąd,
ok?” zwróciłam się do niego. Uśmiechnął się tylko zdezorientowany całą sytuację
i zaprowadził mnie w stronę samochodu. Otworzył przede mną drzwi i sam kilka sekund
później znalazł się w środku, przekręcając kluczyk w stacyjce. Ruszyliśmy.
„Teraz możemy
już swobodnie pogadać?” zaczął żartobliwie. „Myślę, że nie zamontowali żadnych
podsłuchów” odpowiedziałam z szerokim uśmiechem. „Właściwie to gdzie jedziemy?
Wiem, że dzisiaj mam spłacić mój dług wdzięczności, ale…” rozpoczęłam, nie
czekając na jego słowo. „Czy ty zawsze tyle mówisz…? To niespodzianka” przerwał
mi w połowie zdania. Milczałam przez całą drogę, zawstydzona swoim potokiem
słów. Po raz kolejny czułam się idiotycznie. Miałam jednak okazję, żeby
dyskretnie i bez żadnych konsekwencji przypatrywać się idealnym rysom jego
twarzy. „Wiesz… nie żeby coś, ale trochę mnie to onieśmiela” odezwał się po
kilku minutach. Kolejny raz na mojej twarzy pojawiły się rumieńce. „Jesteś
urocza, kiedy się zawstydzasz” powiedział ciągle wpatrując się w drogę. Dopiero
teraz zauważyłam, że jedziemy leśną ścieżką. Obserwowałam z ciekawością widoki
przesuwające się za oknem. Chwilę później w oddali pojawił się mały, drewniany
domek. Spojrzałam na Harrego pytającym wzrokiem, a ten tylko tajemniczo się
uśmiechnął. Zatrzymał swoje BMW i otworzył przede mną drzwi. Niepewnie ujął
mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę chatki. Zerkał na mnie nieśmiało, aż
wreszcie przemówił: „Odziedziczyłem ten domek po moim dziadku. Byłem z nim
bardzo związany. Zawsze przyjeżdżaliśmy tutaj w weekendy i latem… a teraz
zapraszam w moje skromne progi”. Nieśmiało weszłam do środka. Było bardzo
przytulnie, a wnętrze wzbudziło we mnie poczucie bezpieczeństwa. Harry zaproponował
mi oprowadzenie, widząc, z jaką ciekawością rozglądam się dookoła. Pokazał mi
malutki salon z kominkiem, kuchnię z okrągłym, białym stoliczkiem i dwoma
krzesłami do kompletu oraz sypialnię z ogromnym łóżkiem. Wszystko to wyglądało
bardzo uroczo, a ja zostałam zaproszona do salonu. Usiadłam na kanapie przy
kominku, niebawem wrócił też Harry z dwoma kubkami i talerzykiem z ciastkami. Opadł
lekko koło mnie i wręczył mi kubek w serduszka. Rozmowa potoczyła się własnym
torem. Ani na minutę nie zapanowała ta niezręczna cisza, kiedy żadna ze stron
nie wie, co właściwie powiedzieć. Harry wypytywał mnie o moje zainteresowania i
inne w tym rodzaju, ja również dużo się o nim dowiedziałam. Zatraciłam poczucie
czasu. W jego obecności minuty przestawały istnieć. Był cudownym słuchaczem, a
jego opowieści były niezwykle wciągające. Nie miałam najmniejszej ochoty się
stąd ruszać, chociaż wiedziałam, że będę musiała niebawem wracać do domu. Mimo,
że miałam już osiemnaście lat i rodzice nie trzymali ostrego rygoru, zawsze
wracałam do domu punktualnie, według starych zasad z czasów szkolnych, to było
pewnego rodzaju przyzwyczajenie.
W pewnym
momencie zapanowała cisza. Ja napiłam się cappuccino, które przyniósł Harry, a
on nad czymś się zastanawiał. Wtedy powiedział: „Masz w sobie coś, co budzi we
mnie poczucie, że muszę cię za wszelką cenę chronić, jak gdybyś była
najcenniejszym skarbem”.
„Ty nie
zostajesz mi dłużny… przy tobie moje usta nie potrafią zamilknąć i plotą
straszne głupstwa” odpowiedziałam. „To jest równie urocze, jak momenty, w
których się rumienisz” wyszeptał mi wprost do ucha. Czułam na szyi jego ciepły
oddech, ale coś wewnątrz hamowało mnie. Na moim obojczyku spoczął delikatny
pocałunek, a w moim brzuchu pojawiły się „motylki”. „Harry, moi rodzice…”
zaczęłam powstrzymując emocje. „Twój tata powiedział mi, że masz wrócić cała i
zdrowa, czy dziś, czy jutro – po prostu bezpieczna, w jednym kawałku” oznajmił
mi i krótko po tych słowach, pocałował mnie… nieziemsko mocno. Nigdy nikt nie
sprawił, że czułam się tak, jak w tym momencie. To było silniejsze ode mnie,
coś w rodzaju uniesienia. Wiedziałam, że Harry czeka na mój krok, przyzwolenie…
Zanurzyłam rękę w jego bujnej czuprynie i odwzajemniłam pocałunek. Czas się
zatrzymał, liczył się tylko on. Obudziło się we mnie uczucie, jakiego jeszcze
nigdy wcześniej nie doznałam: pożądanie. W jego oczach mogłam dostrzec to samo.
Harry był pierwszą osobą, której pragnęłam. Ten chłopak nie był mi obojętny.
Oplotłam jego biodra łydkami, a moje ręce spoczęły na jego szyi. Nasze usta nie
były w stanie oderwać się od siebie. Harry podniósł się z kanapy, podtrzymując mnie
delikatnie, żebym nie spadła. Skierował się do owej sypialni, którą miałam już
dzisiaj okazję odwiedzić. Teraz było mi wszystko jedno. Chciałam, żeby on był
przy mnie… tylko tyle.
*** Uchyliłam
powiekę. Obok spał słodko on, a ja spoczywałam oparta o jego nagi tors. Przepełniało
mnie coś w rodzaju szczęścia, a usta mimowolnie układały się w szeroki uśmiech.
Miałam ochotę oznajmić całemu światu, jak cholerną szczęściarą jestem.
Wypełzłam spod kołdry i narzuciłam na siebie jego koszulkę. Była za duża, ale
to mi nie przeszkadzało. Poszłam do kuchni i wróciłam kilka minut później z
kubkiem ciepłej herbaty. Stanęłam w oknie i obserwowałam: była niezwykle piękna
pogoda, co było dziwne, biorąc pod uwagę, że kartka w kalendarzu sugerowała, że
był listopad. Odłożyłam kubek i wróciłam do łóżka. Leżałam jeszcze chwilę
wpatrując się w jego idealną twarz, kiedy Harry zaczął się budzić. Otworzył
oczy i przywitał mnie swoim najbardziej promiennym uśmiechem.
„Dzień
dobry!” oznajmiłam serdecznie i wskoczyłam na niego. „Wstawaj! Zabieram cię na
spacer… a właściwie to ty mnie zabierasz, bo ja nie znam się na okolicy”
zaśmiałam się. „Ughh, czy ty mówisz serio? Jestem kompletnie niewyspany”
wymamrotał te kilka słów zachrypłym, porannym głosem. Uśmiechnęłam się tylko
niewinnie, a on całując mnie czule w czoło powiedział: „dla ciebie wszystko” i
zaczął gramolić się z łóżka. Godzinę później zatrzasnęliśmy za sobą drzwi i
objęci ruszyliśmy w znaną tylko jemu drogę. Słowa były zbędne, nie
rozmawialiśmy dużo. Wystarczyła mi sama jego obecność i spojrzenie jego
zielonych oczu. Nadal nie wierzyłam w to, co zdarzyło się w moim życiu przez
zaledwie kilka dni. Nie potrafiłam uświadomić sobie, że ciepłe, silne ramiona,
które mnie teraz obejmowały są moje. Poczucie, że ma się kogoś, do kogo można w
każdej chwili się przytulić i tak cudownie pomilczeć było wspaniałe…
„Jesteśmy na
miejscu” oznajmił. Moim oczom ukazało się malutkie jezioro, które uznałam za
mój raj na ziemi. Zbliżyliśmy się jego do brzegu, a ja napawałam się pięknem
miejsca. Harry stanął za mną i objął mnie w talii. Swoją głowę oparł na moim
ramieniu i delikatnie muskał płatek mojego ucha. Słońce ogrzewało moją twarz, a
ja rozkoszowałam się ciepłem z zamkniętymi powiekami.
„Wiesz, czego
nigdy nie będę żałował?” zapytał po chwili. Spojrzałam na niego, oczekując
rozwinięcia myśli. „Tego, że cię wtedy obroniłem… nie wyobrażam sobie, żebym
mógł stać teraz tutaj sam i nie miał, kogo objąć” oznajmił po chwili ciszy.
„Dziękuję, za to, co dla mnie zrobiłeś. Będę ci wdzięczna…” zaczęłam, ale on
nie dał mi szansy dokończyć. „Ty nigdy nie zamilkniesz, prawda?” zapytał lekko
poirytowany, a ja nie zdążyłam nawet odpowiedzieć, bo jego usta szczelnie
zamknęły moje delikatnym pocałunkiem.
„Pamiętaj, że
do końca życia będę twoim prywatnym aniołem
stróżem” wyszeptał mi do ucha, a ja wiedziałam, że będę go zawsze miała u
swego boku.
~ Wilma
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz