Miłej lektury...
Padałam z
nóg. Praca w Domu Starców mimo, iż satysfakcjonująca, wymagała cierpliwości i
przede wszystkim ciężkiej harówki. Skończyłam dopiero o 20, a czekała mnie
jeszcze długa droga do domu – pieszo. Założyłam słuchawki i kaptur, bo lało.
Kolejne piosenki, kolejne metry drogi za mną. Właśnie miałam przechodzić obok
baru. Nie był to kulturalny pub, gdzie spotykają się grzeczni mężowie na piwo.
Najprościej mówiąc była to menelnia wypełniona awanturującymi się, pijanymi mężczyznami.
Przyspieszyłam kroku. Nie miałam zamiaru zostać obiektem zaczepek. Na moje
nieszczęście z baru wytoczyła się grupa typowych klientów. Starałam się przejść
jak najszybciej, niewidoczna. Niestety zauważyli mnie.
„Hej, laleczko, gdzie tak pędzisz?” zaczęły
sypać się te wszystkie żałosne teksty. Nie zareagowałam, po prostu chciałam
zniknąć. Z każdym nerwowym krokiem, oni byli coraz bliżej. Wreszcie mnie
otoczyli, a ja nie miałam, dokąd uciec. W około było ciemno i pusto. Krzyk nie
miał najmniejszego sensu. Strach opanował moje ciało, nie wiedziałam, co ze
sobą zrobić. Oni zacieśniali krąg, a ja bełkotałam coś w stylu „zostawcie
mnie”. Jeden z nich złapał mnie od tyłu i obezwładnił moje dłonie. „To mój
koniec” pomyślałam, a łzy bezradności polały się po moich policzkach. Szeptali
mi do ucha te wszystkie zbereźne słowa. Kiedy zaczęli między sobą licytować
moje ciało, coś we mnie pękło. Zaczęłam gwałtownie się wyrywać i krzyczeć. To
był mój ostatni ratunek. „Zamknij się!” krzyknął jeden z nich i uderzył mnie w
twarz. Płakałam i szeptałam cicho „pomocy”. Właśnie wtedy w oddali zobaczyłam
biegnącą w naszą stronę postać. Podbiegła i uderzyła jednego z napastników. Bójka,
ciosy, krew, potem potężne uderzenie w brzuch. Tylko tyle pamiętam.
***Otworzyłam
oczy. Oślepiło mnie światło. Próbowałam wstać, ale obolałe ciało nie pozwoliło
mi na to. Nie miałam pojęcia, gdzie jestem. Bałam się rozglądnąć dookoła. „Nie
mogę tutaj leżeć w nieskończoność” pomyślałam i przełamałam strach przed
rzeczywistością. Rozglądnęłam się na tyle, na ile mogłam. Leżałam w ogromnym
łóżku w przytulnym pokoju z kominkiem. „To z pewnością nie mieszkanie jednego z
tych meneli” przemknęło mi przez myśl. Zaczęłam zastanawiać się, co tak
naprawdę stało się wczoraj i gdzie tak właściwie jestem. Wtedy uchyliły się
drzwi do pokoju, w którym się znajdowałam. Gwałtownie podniosłam się,
zapominając o bolącym brzuchu. Jęknęłam głośno.
„Mogłem cię
jednak zawieźć do szpitala, a nie ulegać twoim protestom” usłyszałam
zmartwiony, męski głos. Tuż obok mnie pojawił się wysoki chłopak z burzą loków
na głowie. „Kim Ty tak właściwie jesteś?” zapytałam totalnie rozbita. Nie bałam
się. Od owego szatyna biła pewnego rodzaju łagodność. „Jestem Harry… biłem się
o ciebie pod barem, pamiętasz?” wyjaśniał. „Pamiętam tylko biegnącą w moją
stronę postać… to byłeś ty?” zapytałam. Pokiwał twierdząco głową i odsłonił z
czoła grzywkę. Miał rozcięty łuk brwiowy i ogromnego guza na czole. Poprosiłam
go, aby opowiedział mi, co stało się po tym, jak straciłam przytomność.
„Wracałem
właśnie od przyjaciela, kiedy usłyszałem krzyki, twoje krzyki. Zobaczyłem bandę
pijanych mężczyzn i ciebie w środku. Dotarły do mnie wszystkie te obleśne
słowa, które wypowiadali. Bez zastanowienia zacząłem biec w waszym kierunku.
Jeden z nich uderzył cię w twarz. Nie wytrzymałem, nie mogłem bezczynnie
przyglądać się, jak znęcają się nad tobą. Uderzyłem jednego z nich. Zaczęła się
niezła bójka. Kątem oka ujrzałem, jak upadasz. Wiedziałem, że mam mało czasu,
jeśli stało ci się coś poważnego. Tłukliśmy się dalej, a w międzyczasie
barmanka zadzwoniła po policję. Kilka minut później usłyszałem syreny, a gnojki
zwiały. Zostałem tylko ja i ty leżąca bez ruchu na ziemi. Spisali zeznania, a
ty ocknęłaś się. Chcieliśmy zawieźć cię do szpitala, ale protestowałaś. Tak
naprawdę nie byli zbytnio zaangażowani w tą interwencję. Powiedziałem im, że się
tobą zajmę, a oni odjechali. Zadzwoniłem po kumpla. Nie wiedziałem, gdzie
mieszkasz ani jak się nazywasz, więc zawiózł nas do mojego domu i tak znalazłaś
się tutaj. Momentalnie zasnęłaś” opowiedział wszystko ze szczegółami.
Po moich
policzkach spłynęły łzy. Byłam mu tak bardzo wdzięczna. Nie zważając na to, że
go w ogóle nie znałam i na piekielny ból brzucha, przytuliłam go. Szeptałam
chaotyczne „dziękuję”. Nie wiedziałam, jak mogę mu podziękować. Zrobił dla mnie
tak wiele. Gdyby nie on, teraz leżałabym nie w ciepłym łóżku, ale w jakiejś
melinie, pozostawiona sama sobie. Harry powtarzał tylko „to nic wielkiego, nie
mogłem postąpić inaczej”.
Wyszedł z
pokoju mówiąc krótkie „zaraz wracam”, a ja siedziałam w obcym mieszkaniu,
daleko od domu, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Kiedy zamykałam oczy, widziałam
sceny dnia wczorajszego. Uderzało to we mnie z podwójną siłą. Z trudem
powstrzymałam się od płaczu. Tymczasem wrócił Harry. Przyniósł mi szeroką bluzę
i legginsy, które zostawiła kiedyś jego siostra. Miał również ogromną tacę z
górą kanapek i ciepłą herbatą. Zostawił mnie samą, żebym mogła się przebrać i w
spokoju zjeść. Ja jednak nie chciałam być sama, nie teraz, nie tutaj. Gdy tylko
wskoczyłam w jego bluzę, zawołałam go. Poprosiłam, aby posiedział trochę ze mną,
tak po prostu. Ujęłam w dłonie kubek z ciepłym napojem i ugryzłam kawałek
kanapki. On wpatrywał się we mnie. Był zamyślony. Nie bardzo wiedziałam, co
powiedzieć. Milczałam, rozmyślając gorączkowo, co ze sobą zrobić. Postanowiłam,
że muszę jak najszybciej dotrzeć do domu, gdzie z pewnością czekała na mnie
odchodząca od zmysłów mama. Mój telefon leżał pewnie pod barem, a ja nie
miałam, jak powiedzieć jej, żeby się nie martwiła. Musiałam jej wszystko
wytłumaczyć, uspokoić. Ja sama również musiałam ochłonąć.
Kiedy
skończyłam jeść, Harry pozbierał naczynia i zaniósł je do kuchni. Tymczasem
pościeliłam łóżko, pozbierałam swoje rzeczy i postanowiłam wyruszyć do domu.
Idąc korytarzem i szukając wyjścia, natknęłam się na Harrego. „Gdzie się
wybierasz?” zapytał z zaniepokojoną miną. Wytłumaczyłam, że mama z pewnością
odchodzi od zmysłów i muszę jak najszybciej do niej dotrzeć. Podziękowałam
jeszcze raz za wszystko, co dla mnie zrobił. On jednak nie dał mi odejść tak
szybko. „Odwiozę cię. Nie mogę pozwolić, żebyś wracała sama” oznajmił z troską
w głosie. Zgodziłam się. Czułam wobec niego ogromną wdzięczność, więc nie
chciałam się z nim droczyć. Chwilę później zatrzymaliśmy się pod moim domem.
Spojrzałam w jego zielone oczy. „Nawet nie wiesz, jak wiele dla mnie znaczy to,
co dla mnie zrobiłeś” powiedziałam. „Nie czuj się wobec mnie dłużna. Każdy
zrobiłby tak na moim miejscu. Nie mógłbym pozwolić na skrzywdzenie tak…
wyjątkowej dziewczyny” odwrócił spojrzenie wyraźnie zawstydzony. „Przepraszam,
nie powinienem tego mówić” dodał. „Nie często słyszę takie słowa. W każdym
razie bardzo ci dziękuję. Jesteś moim bohaterem” odpowiedziałam i już miałam
otworzyć drzwi, kiedy dodał „gdybyś tylko potrzebowała pomocy…” i urwał w
połowie zdania. Może nie chciał kolejny raz powiedzieć za dużo słów, których
będzie później żałował.
Pożegnałam
się z Harrym i ruszyłam w kierunku domu. Drzwi otworzyła mama. Poczułam się
okropnie widząc jej oczy podkrążone od niewyspania i opuchłe od płaczu.
Przytuliła mnie mocno, a ja zabrałam się za tłumaczenie jej całej historii.
Kiedy kończyłam, po jej policzkach płynęły strumienie łez. Kolejny raz
przytuliła mnie tak mocno, jak gdyby obawiała się, że znowu stanie mi się coś
złego.
Byłam
zmęczona i obolała. Chciałam tylko iść do swojego pokoju i położyć się.
Zabrałam swoje rzeczy i skierowałam się na górę. Rzuciłam się na pościel i
zasnęłam. Obudziłam się nad ranem. W domu panowała cisza, a ja postanowiłam
doprowadzić się do porządku. Wzięłam długi prysznic, przebrałam się w czyste
ubrania. Wróciłam do pokoju i zaczęłam sprzątać. Ubrania brudne od krwi i błota
zabrałam i zaniosłam do prania. Wracając korytarzem, natknęłam się na kartkę.
Podniosłam ją, wróciłam do pokoju i rozwinęłam.
„Gdybyś kiedykolwiek
potrzebowała pomocy, bez wahania dzwoń. Harry”
U dołu kartki
napisał numer telefonu.
Po raz
kolejny poczułam ten ogrom wdzięczności w stosunku do owego chłopaka z burzą
loków.
Ktoś cicho
zapukał do moich drzwi. „Proszę” zachęciłam, jak domyśliłam się, mamę.
Niepewnie weszła. „Kochanie, przygotowałam śniadanie” oznajmiła, lekko się
uśmiechając. Czuła się nieswojo, nie wiedziała, co powiedzieć. Wyszła. Chcąc
pokazać, że wszystko ze mną okay, zeszłam na dół, ucałowałam ją w policzek i
podziękowałam za troskę. Zabrałam się za jajecznicę, a ona dosiadła się do
mnie. „Córeczko, wiele mówiłaś o tym chłopaku, który cię uratował, Harrym,
tak?” zaczęła niepewnie rozmowę. Pokiwałam twierdząco głową, bo usta miałam
pełne. „Jestem mu bardzo wdzięczna za to, co zrobił. Gdyby nie jego
interwencja, nawet nie myślę, co te zbiry mogłyby ci zrobić” kontynuowała.
„Mamo, ja również na wszelkie sposoby myślę, o tym, w jaki sposób mogłabym mu
podziękować…” przerwałam jej i podałam jej kartkę, którą znalazłam idąc z
łazienki. Do kuchni wszedł tata. Wyrwał mamie liścik z rąk. „Nono, chłopak
ewidentnie się zadurzył” powiedział chichocząc. Skarciłyśmy go wzrokiem, a on
żartował dalej: „[T.I], chłopcy teraz są inni. Wolą szlajać się po mieście i
szpanować tym, że palą papierosy. Czy naprawdę sądzisz, że pierwszy lepszy
pozer z twojego liceum, napisałby takie coś?”. Wstałam od stołu poirytowana
jego żartami. Zamknęłam się w pokoju, myśląc o Harrym i o tym, co mówił w
samochodzie.
Wiedziałam
jedno. Musiałam mu odwdzięczyć się za wszystko. Kolejne pukanie do drzwi –
mając nadzieję, że to nie tata, powiedziałam cicho „proszę”. Z ulgą
odetchnęłam, gdyż do pokoju weszła mama. „Kochanie, chciałam Ci tylko
powiedzieć, że… ugh, po prostu zadzwoń do tego chłopaka” podała mi swoją
komórkę i wyszła. Nie zastanawiając się wiele wybrałam jego numer. Każda
sekunda dłużyła się niemiłosiernie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz