„Gdzie
jest do cholery moja komórka?” przeklinałam pod nosem, w pośpiechu szukając
mojej różowej Nokii. Miałam już na koncie półgodzinne spóźnienie, a czekała
mnie jeszcze długa droga. Mia, moja przyjaciółka wyciągnęła mnie na jakieś
ognisko u swojej znajomej. Nie miałam ochoty tam iść, ale nie chciałam robić
jej przykrości… tak bardzo się cieszyła…
„Jest!” burknęłam, kiedy
zobaczyłam zgubę za fotelem. Pospiesznie zabrałam bluzę i ruszyłam w drogę –
miałam spotkać się z Mią, gdzieś obok miejscowego supermarketu.
Słyszałam
tylko rytmiczny stukot moich Conversów, kiedy starałam się iść, jak
najszybciej.
Z
zamyślenia gwałtownie wyrwał mnie jadowicie zielony ścigacz, który przejechał
kilka centymetrów ode mnie z zawrotną prędkością. „Kurwa! Jak tacy ludzie zdają
prawo jazdy?!” wykrzyczałam ze złością, czując jak ręce zaczynają trząść się ze
strachu. Szybko jednak o tym zapomniałam, bo przypomniałam sobie, że czeka na
mnie poirytowana Mia. Przyspieszyłam kroku, kiedy usłyszałam dźwięk kolejnego
smsa pełnego epitetów pod moim adresem.
„Wow!
W końcu się zjawiłaś księżniczko…” nawet nie zdążyłam zobaczyć Mii, a już
dotarł do mnie jej sarkastyczny głos. Ucałowałam ją tylko w policzek, a ona
udała, że ociera się ze złością. „Mój woźnica zabłądził” powiedziałam ze
skruchą, a później obie wybuchnęłyśmy śmiechem. „Teraz już serio chodźmy, bo Bella
urwie mi głowę” powiedziała i pociągnęła mnie za rękę. Szłyśmy dobre 10 minut, chaotycznie
nawijając o wszystkim i o niczym. „To tutaj” poinformowała mnie w pewnym momencie
Mia. Zatrzymałyśmy się przed białą furtką, która kilka sekund później otworzyła
się. Stała w niej wysoka blondynka z długimi nogami. Okryłam się szczelniej
bluzą, czując się niepewnie przy jej pięknie. Mia przedstawiła nas sobie. Jak
się okazało dziewczyna była ową Bellą, która miała pozbawić Mię głowy.
Zaprosiła nas do środka, więc moja przyjaciółka pewnie skierowała się w
kierunku, który jak się domyśliłam był jej bardzo dobrze znany. Podążyłam za
nią, przyglądając się długim nogom Belli, porównując je do moich grubych kłód.
Ostatni zakręt… i znalazłyśmy się w centrum zainteresowania kilkunastoosobowej
grupy zbitej przy cieple ogniska. Wlepili we mnie swoje oczy, oczekując
jakiegoś wyjaśnienia, co do mojej osoby. Było mi to nie na rękę. Byłam pewna, że
moje policzki oblały się rumieńcem.
Blondynka
przedstawiła mnie reszcie, a ja zdobyłam się na ledwo słyszalne „cześć”. Mia
była tutaj znana, witała się z wszystkimi po kolei. Miałam wrażenie jakby
zapomniała o mnie całkowicie i zaczęłam żałować, że w ogóle tutaj przyszłam.
Zaczęłam rozglądać się niepewnie, kiedy ktoś silnie pociągnął mnie za rękę.
Moja przyjaciółka jednak pamiętała, że przyszła tutaj ze mną. Uśmiechnęła się
do mnie i szepnęła „Wyluzuj! Chcesz piwa?”.
To
wcale mnie nie pocieszyło. Pokręciłam przecząco głową i niechętnie podążyłam za
nią. Usadowiłam się tuż obok na chwiejnym kawałku drewna. Minęło kilka minut, a
Mia zdążyła się wyluzować aż za bardzo. Czułam się totalnie nieswojo, a teraz
nie mogłam nawet na nią liczyć.
Kilka
dłużących się w milczeniu chwil później do moich uszu dotarł warkot silnika. Serce
podskoczyło mi do gardła, a moje największe obawy potwierdziły się, kiedy na
horyzoncie pojawił się ten sam jadowicie zielony ścigacz, który o mało mnie nie
potrącił. Wpatrywałam się w napięciu w wysokiego chłopaka ubranego w obcisły
kombinezon, który z niezwykłą gracją zeskoczył z motoru. Hipnotyzującym ruchem
zdjął z głowy kask.
Serce
w piersi zabiło szybciej, kiedy moim oczom ukazał się brunet o czekoladowych
oczach i ciemnej karnacji. Mój wzrok pochłaniał każdy centymetr jego ciała, a
umysł upajał się każdym jego ruchem. Niedbale przeczesał swoje włosy, kiedy
lekkim krokiem zbliżał się w naszą stronę. Zmusiłam się do oderwania oczu od
jego opiętego ubraniem ciała. „[T.I],
powinnaś być na niego wściekła, o mało cię nie zabił!” pomyślałam, a moje myśli
ogarnął gniew. Obrzuciłam go piorunującym wzrokiem. Brunet zauważył to i
łobuzersko się uśmiechnął. Nagle niezwykle interesujący stał się odcień różu mojego
obuwia. Kilka sekund później do czubków moich Conversów przyległy czarne
solidne buty. Podniosłam wzrok i zobaczyłam nad sobą owego wysokiego chłopaka. Wpatrywał
się we mnie przez chwilę, ukazał swoje białe zęby i zapytał: „to ty krzyczałaś
dzisiaj za mną coś w stylu kurwa?”
Znowu
oblałam się tym cholernym rumieńcem, zastanawiając się, co odpowiedzieć. Jego
uśmiech był irytujący i spowodował we mnie nagły przypływ złości. „Tak. To ja
nie dożyłabym swoich osiemnastych urodzin z powodu jakiegoś cholernego kolesia,
który niewiadomo, jakim sposobem zdał prawo jazdy” odpyskowałam, podrywając się
z miejsca. Staliśmy tak blisko siebie, że mogłam dostrzec każdy element jego
tęczówki. Brunet wydawał się być nieco zbity z tropu moją odpowiedzią, ale
szybko na jego twarzy znowu pojawił się uśmieszek.
„Ostra dziewczyna… nie tego spodziewałem się
po dziewczynie w różowych Conversach z różową komórką w ręce” wyszeptał. Jego
usta były niebezpiecznie blisko moich. Czułam jego ciepły oddech.
„Zayn!”
krzyknęła Mia, a chłopak momentalnie odwrócił się w jej kierunku. Moja
przyjaciółka podeszła do nas, mówiąc wesoło: „widzę [T.I], że poznałaś już
Zayna”. On zerknął w moją stronę, a jego oczy wyrażały coś, czego nie
potrafiłam zdefiniować.
„Tak…
niezwykle czarujący” odpowiedziałam z sarkazmem i zmusiłam się do sztucznego
uśmiechu. Pociągnęłam ją na stronę i zwróciłam się do niej: „Mia, chcę się już
stąd zmyć. Zostajesz czy idziesz ze mną?”
Odpowiedź
była dla mnie oczywista. Nie chciałam jej tutaj zostawiać samej, ale była już
dużą dziewczynką, a ja nie zamierzałam jej matkować. Czekała mnie długa droga
do domu, a ja nawet nie wzięłam słuchawek, które umiliłyby mi chociaż trochę
drogę. Mia przytuliła mnie na pożegnanie i potykając się lekko, wróciła do
grupy. Niezauważalnie przemknęłam obok ekipy zajętej alkoholem i ruszyłam w
kierunku białej furtki. Natknęłam się na Bellę.
„Już
idziesz?” zapytała zawiedzionym głosem. Potwierdziłam, podziękowałam i pożegnałam
się. Chciałam odejść stamtąd najdalej i najszybciej, jak to możliwe.
Dreptałam
poboczem. Było już ciemno i znacznie się ochłodziło. Zapięłam bluzę, ubrałam
kaptur i włożyłam ręce do kieszeni. Żałowałam, że nie wzięłam roweru. Byłoby
znacznie szybciej i prędko znalazłabym się w cieple. Zimno przenikało mnie na
wskroś, a moje ciało przechodziły dreszcze. Postanowiłam przyspieszyć kroku.
Na
domiar złego usłyszałam za sobą znany mi już doskonale warkot silnika.
Zacisnęłam w złości pięści i kroczyłam dalej, nie oglądając się za siebie.
Warkot stał się intensywniejszy – motor przyspieszył. Usłyszałam pisk opon i
błysk światła. Ścigacz zarysował na asfalcie koło i ucichł. Dzieliło nas
kilkanaście metrów. Idąc dalej, obserwowałam wysokiego chłopaka. Opierał się o
motor z założonymi rękami. Oczywiste było to, że czeka aż podejdę bliżej. Nie
miałam szans, żeby go wyminąć, więc zwolniłam tempo, żeby opóźnić moment, kiedy
znowu zobaczę jego irytujący uśmiech. Byłam pewna, że już gości na jego twarzy.
Głęboko
odetchnęłam i chwilę później stanęłam tuż przed nim. „Dlaczego tak szybko
uciekłaś, śliczna?” zapytał tonem, który doprowadzał mnie do szału. Był
przesłodzony i zdradzał jego wyższość. „Nie miałam ochoty dłużej męczyć się
twoim widokiem, przystojniaku” odpowiedziałam poirytowana. Gwałtownie zbliżył
się i znowu mogłam poczuć jego ciepły oddech. Jego zapach uderzał w moje
nozdrza i obezwładniał ciało. Moja klatka podnosiła się i opadała w szybkim
tempie – nie wiedziałam, czego się spodziewać. Już miałam się cofnąć, kiedy
ujął moją twarz w swoje dłonie i wyszeptał: „daj mi się chociaż trochę
nacieszyć swoim widokiem”
Odepchnęłam
go i odeszłam bez słowa. Poczułam szarpnięcie za łokieć. Zostałam odwrócona i
znalazłam się w jego silnych ramionach. „Nie zamierzam pozwolić ci odejść. Jest
ciemno, ty jesteś sama… ktoś mógłby zrobić ci krzywdę” jego słowa trafiły
prosto do mojego ucha.
„Och,
nie powiesz mi, że się o mnie martwisz. Daruj sobie!” wysyczałam ze złością w
jego twarz. „Jesteś śliczna, kiedy się złościsz” znowu wymierzył we mnie tym
swoim uśmiechem, który doprowadzał mnie do stanu irytacji. Próbowałam wyrwać
się z jego mocnych ramion, ale nie było to takie łatwe. Zayn przypatrywał się z
politowaniem na moje nieudolne próby uwolnienia się z uścisku i powstrzymując
śmiech, powiedział: „nie byłoby łatwiej
poprosić?” Przestałam się szarpać, a on
ułatwił mi wydostanie się z sideł jego ramion.
„Może
dasz się chociaż podwieźć?” zapytał ukazując rząd idealnych zębów. Nie czekając
na odpowiedź, ruszył w stronę ścigacza i wyjął ze schowka drugi kask. Podał mi
go, a ja nie ruszyłam się z miejsca. Odczekał chwilę. Kiedy nie uzyskał mojej
reakcji, zdjął z mojej głowy kaptur i delikatnie nałożył kask. Ujął mnie za
rękę i zaprowadził w stronę ogromnej maszyny. „Boisz się?” szepnął. Moje ciało
zalała fala złości. Znowu chciał udowodnić swoją pieprzoną wyższość.
„Nie”
odpowiedziałam pewnie i wskoczyłam na miejsce dla pasażera. Na twarzy bruneta
malowało się zaskoczenie, a ja wpatrywałam się w jego minę z pełną satysfakcją.
„Na co czekasz? Dziewczyna w różowych Converasch oczekuje ostrej jazdy”
rzuciłam zaczepnie w jego stronę. Zamierzałam zabawić się z nim inaczej. Nie
myślałam o konsekwencjach swojego zachowania, chciałam tylko pokazać mu, jak
bardzo myli się dążąc za stereotypami. Wyrwany z otępienia, szybko usadowił się
tuż przede mną. Nałożył kask i odwrócił głowę w moją stronę. „Trzymaj się mocno
dziewczyno w różowych trampkach” powiedział równie zaczepnym tonem, a ja
oplotłam go mocno w pasie. Po raz kolejny wydawał się być zaskoczony moją
reakcją, a ja byłam z tego cholernie zadowolona. Odpalił silnik. Wydobył z
niego potężny warkot, a we mnie obudziła się adrenalina.
Ruszyliśmy.
Dłonie mocniej zacisnęły się na piersi bruneta. Wskazówka licznika uciekała
nieustannie w górę. Adrenalina uderzała falami, a myśli chaotycznie biły się ze
sobą. Poczułam, że moje ciało opada w dół. Zayn postanowił umocnić moje
doznania. Prowadził maszynę na tylnim kole, nie zwalniając. Opadliśmy na
powierzchnię drogi, a daleko przed nami ukazała się betonowa ściana. Ciemnooki
spojrzał przed siebie… i przyspieszył. Moje mięśnie spięły się gwałtownie. Chciałam
krzyczeć, ale nie potrafiłam. Przywarłam mocno ciałem do jego pleców i
zamknęłam oczy. Nagle poczułam się, jak na karuzeli. Obróciło nas, a motor
zatrzymał się. Silnik ucichł, a ja nadal nie potrafiłam się poruszyć. Strach
sparaliżował moje ciało. „Nie żeby mi się nie podobało, ale możesz mnie już
puścić” powiedział tym swoim przesłodzonym tonem.
Opanowałam
się, zeskoczyłam z siedzenia i rzuciłam kask na ziemię. „Czyś ty oszalał? Nie
łatwiej byłoby wziąć nóż i wbić mi go w plecy, jeśli już tak koniecznie chcesz
wysłać mnie na drugi świat?!” wykrzyczałam, czując jak wszystkie emocje uchodzą
ze mnie.
„Pieprzony
dupek!” krzyknęłam, odwróciłam się i pobiegłam przed siebie wydobywając wszystkie
siły. Wydawało mi się, że biegłam kilka godzin. Moje nogi odmówiły
posłuszeństwa, a serce biło jak oszalałe.
Zatrzymałam
się i usiadłam na poboczu. Byłam wyczerpana. Oparłam głowę o kolana i
próbowałam uspokoić oddech. Kilka sekund później usłyszałam kroki odbijające
się od asfaltu. Chwilę później otuliło mnie silne ramię… tak dobrze znane mi
ramię. Nie miałam siły protestować, a właściwie nie chciałam protestować. Było
mi dobrze.
„Przepraszam”
usłyszałam łagodny szept. Milczeliśmy. Czułam się okropnie. Właściwie sama
zachęciłam go do pozerstwa, a później na niego naskoczyłam. „To ja przepraszam.
Dziewczyna w różowych trampkach nie jest tak odważna, jakby chciała” zwróciłam
się do niego. Uśmiechnął się lekko, po czym powiedział: „ale nie powinienem był
narażać cię na ryzyko, śliczna”. Tym razem jego ton był pozbawiony tego
przesłodzenia. Poczułam napływ sympatii w stosunku do niego. Był zamyślony, a
jego twarz przepełniona była poczuciem winy. Wpatrywałam się chwilę w rysy jego
twarzy. Były idealne. Niewiele myśląc ucałowałam go w policzek… trochę dłużej
niż zamierzałam. Znowu oblałam się rumieńcem i usłyszałam jego głos: „jesteś
słodka, kiedy się rumienisz”
Swoimi
słowami spowodował, że zaczerwieniłam się jeszcze bardziej, ale chyba właśnie
to miał na celu. Nadal zatapiałam się w jego silnym uścisku. Cała złość na
niego, gdzieś zniknęła.
„Wiesz…
przepraszam, że zachowuję się, jak pieprzony dupek” zaczął. „Uroczy, pieprzony
dupek” dopowiedziałam. Zayn zbliżył
swoje usta do mojego policzka. Były tak delikatne. Moje zmysły oszalały, a jego
dłoń zatopiła się w moich włosach. Jego brzoskwiniowe wargi błądziły po moim
policzku, aż dotarły do kącika moich ust. Czekał na moje przyzwolenie.
Dopasowałam kształt jego ust do moich. Były jak stworzone dla siebie. Złożył na
moich ustach delikatny pocałunek, a moje myśli oszalały. Pod wpływem impulsu
otoczyłam jego biodra łydkami i oplotłam szyję rękami. Siedziałam teraz na jego
kolanach i muskałam jego włosy opuszkami palców. On zatapiał swoje usta w
moich.
Wtedy zadzwonił jego
telefon. Niechętnie oderwał swoje usta od moich i nacisnął zieloną słuchawkę.
Jego mina wyrażała miliony emocji naraz: panika, strach, determinacja. Schował
pośpiesznie telefon do kieszeni, powiedział tylko „Mia, coś z nią nie tak” i pociągnął
mnie za rękę.~ Wilma
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz