Sentyment
do Londynu pozostał. Tegoroczne wakacje spędziłam właśnie tam. Chciałam
odwiedzić ciocię, która mieszkała tam od lat. Nie utrzymywałyśmy kontaktu, a ja
zdecydowałam, że chcę go odnowić.
Lotnisko,
odprawa, podróż, lotnisko. Ciocia Gabrielle czekała na mnie z kartką.
Przywitanie - coś w stylu „ale z ciebie pannica” i zauważalny niepokój w jej
oczach. Może to dlatego, że mój wygląd zmienił się za sprawą heavy metalu.
Długie włosy, czarne ubrania, glany. Mój kamuflaż przed wspomnieniami… przed tym
wszystkim, co wydarzyło się 2 lata temu. Mimo licznych e-maili, rozmów
telefonicznych i desperackich prób utrzymania kontaktu między mną, a Lou coś
się skończyło. Telefony stały się znacznie rzadsze, aż w końcu ustały.
Stworzyłam swój własny, mroczny świat, do którego nikt nie miał wstępu, nikt.
Ciocia
zabrała mnie do swojego domu, ugościła, serdecznie się uśmiechała, jednak
wiedziałam, że ta wizyta jest jej nie na rękę… może wolała o nas zapomnieć.
Dlatego często wychodziłam z domu, po prostu pochodzić po mieście, tak bez
najmniejszego sensu. Chciałam zejść ciotce z oczu, nie czułam się dobrze w jej
towarzystwie. Właściwie odliczałam dni do wyjazdu, chciałam już wracać, ale jak
na złość czas wlókł się niemiłosiernie.
Kolejny,
długi spacer. Miałam już nawet swoje ulubione miejsca, takie, w których czułam
się wolna od tych wszystkich sztucznych dobrotliwości i uśmiechów.
Pogoda mnie
nie wspierała. Było pochmurno, co chwilę lało. Kaptur w bluzie był moim
prawdziwym przyjacielem. Ze słuchawkami w uszach chodziłam bez celu po
londyńskich uliczkach. Wychodziłam właśnie zza rogu, nucąc pod nosem ulubioną
piosenkę. Właśnie wtedy ktoś wpadł na mnie z ogromną siłą. Przewróciłam się.
„jak łazisz?” wykrzyczałam tak głośno, że usłyszało mnie chyba pół Londynu.
„Shhhh” usłyszałam w odpowiedzi… to było znajome „shhh”.
Chłopak
(jak się domyśliłam) podniósł mnie energicznie i pociągnął za sobą. Wpadliśmy
do jakiegoś ciemnego zaułka, rodem z filmu akcji, kiedy to ofiara zapędzona
jest w uliczkę bez wyjścia. Później
zobaczyłam grupkę dziewczyn, piszczących przeraźliwie, przebiegających obok
zaułka, biegnących niewiadomo, dokąd. Nie miałam pojęcia, co tak właściwie się
stało przez te kilka minut.
Spojrzałam
na owego chłopaka… zdjął kaptur. Zobaczyłam kasztanową czuprynę i przepiękne,
tak dobrze znane mi oczy.
Wszystkie
wspomnienia powróciły z podwójną siłą. Przed oczami przemknęły mi wszystkie te
dobre chwile sprzed dwóch lat.
Lou… miałam
tuż obok siebie mojego Lou. W mojej głowie biło się ze sobą tysiące myśli.
Zaczęłam
biec, przed siebie, nie myśląc o niczym. Słyszałam za sobą Jego wołanie. Nie
odwróciłam się. Niczym w amoku, dalej biegłam. Ktoś bardzo mocno chwycił mnie
za rękę. Zatrzymałam się. Odwróciłam się, a nasze spojrzenia się spotkały.
Przytulił mnie, tak bezceremonialnie, tak po prostu.
„[T.I],
przepraszam” powiedział. Poznał mnie, a ja znowu znalazłam się w tych czułych
ramionach. „Proszę, załóż kaptur i chodź ze mną” zwrócił się do mnie. Zrobiłam
to, o co prosił. Ruszyliśmy w nieznaną mi stronę. On był podenerwowany, co
chwilę odwracał się, ukrywał swoją twarz. Szliśmy szybko, nie nadążałam za Jego
krokami. Wreszcie dotarliśmy do jakiegoś bogatego osiedla i zatrzymaliśmy się
przed jednym z tych zamożnych domów. Zdziwiło mnie, że Lou skierował się w jego
stronę… i miał do niego klucze. Otworzył przede mną drzwi i sam szybko wskoczył
do środka, zatrzaskując drzwi.
„Lou, o co
tutaj tak właściwie chodzi? Dlaczego zachowujesz się tak… tak inaczej?” nie
wytrzymałam. Chwycił mnie za rękę i zaprowadził schodami w górę. Weszliśmy do
jakiegoś pokoju, najwyraźniej Jego pokoju. Na szafkach było mnóstwo zdjęć Jego
w towarzystwie czwórki nieznanych chłopaków.
„[T.I],
bardzo dużo pozmieniało się w moim życiu przez te dwa lata” powiedział. „Co to
właściwie znaczy? Może powiesz mi, że stałeś się wielką gwiazdą i właśnie,
dlatego mieszkasz w jakiejś pieprzonej willi?” zapytałam ironicznie.
„Właściwie… można tak to ująć. Teraz jestem Lou z One Direction” wymamrotał,
wyraźnie zmieszany. „Jakie One Direction? O czym Ty mówisz?!” wykrzyczałam, a
zaraz potem przypomniały mi się nagłówki gazet z kiosku… „One Direction to, One
Direction tamto”.
„Zmieniłaś
się… tak bardzo się zmieniłaś [T.I]” powiedział, patrząc na mnie zasmuconymi
oczami.
Nie miałam
siły słuchać tego wszystkiego. Lou stał się jakimś cholernym fejmem. To
wszystko nie miało najmniejszego sensu. Wybiegłam z tego pokoju, z tego domu.
Wróciłam do mieszkania ciotki. Znowu przywitało mnie to sztuczne „cieszę się,
że już jesteś”. Bez słowa wbiegłam schodami na górę i zamknęłam się w moim
pokoju. Dobrą godzinę leżałam bez ruchu na łóżku i wpatrywałam się w ścianę.
Wzięłam swojego laptopa i wystukałam w wyszukiwarkę „One Direction”. Wyskoczyło
mi mnóstwo zdjęć, a prawie na każdym z nich Lou. Przeczytałam krótką notatkę o
tym „boy bandzie”. Wszystko stało się jasne.
Lou poszedł
na casting do jakiegoś muzycznego programu. Później złączono go w zespół z
czwórką owych chłopaków ze zdjęć, a teraz stali się sławni na cały świat.
Wszyscy o tym wiedzieli, tylko nie ja – zamknięta w swoim światku [T.I].
Poczułam, że łzy napływają mi do oczu. Czułam się cholernie źle. W napływie
wściekłości wyrzuciłam z szafy te wszystkie czarne ubrania, wyjęłam piercing,
zmyłam ten czarny makijaż. To wszystko zaczęło mnie obrzydzać… odcięło mnie od
świata. Byłam zwykłym tchórzem, który za maską twardziela chciał ukryć cały
swój ból, z którym nie potrafił się zmierzyć. Czułam się okropnie z tym, co
dziś powiedziałam Louisowi i tym, co On powiedział mi. „Zmieniłaś się [T.I],
tak bardzo się zmieniłaś” – to zabolało, tak bardzo zabolało.
Musiałam jakimś
sposobem dotrzeć do Niego i przeprosić… przeprosić za wszystko. One Direction
grali dzisiaj koncert w pobliżu. Postanowiłam tam pójść i jakoś się z nim
zobaczyć. Potrzebowałam jednak pomocy. Skontaktowałam się z dziewczyną, którą
poznałam 2 lata temu na zajęciach z wymiany. Wtedy zaprzyjaźniłyśmy się, ale ja
zerwałam kontakt. Nie była jednak pamiętliwa, była kochana… taka jak zawsze,
ona w przeciwieństwie do mnie się nie zmieniła.
Umówiłyśmy
się na spotkanie w centrum handlowym. Czekałam przy fontannie. Kiedy zobaczyłam
ją w oddali, wszystkie wspomnienia odżyły… wpadłyśmy sobie w ramiona. Tak
dobrze było ją znowu widzieć.
Opowiedziałam
jej o wszystkim, przed nią mogłam się otworzyć, być sobą. Przytuliła mnie mocno
i powiedziała „damy radę”. Pociągnęła mnie za sobą. Odwiedziłyśmy chyba
wszystkie możliwe sklepy. Jak Jess uważała „potrzebowałam zmiany wizerunku” i
zasypywała mnie kolejnymi sukienkami. Po kilku godzinach oznajmiła „chyba mamy
wszystko, czego potrzebujesz, a teraz chodźmy do mnie – musimy przygotować się
do koncertu!”. Chciała mnie wspierać, kupiła nawet bilet na One Direction. Jak
się okazało była ich wielką fanką i postanowiła mnie wyedukować, co do ich
repertuaru i historii. Wkrótce wiedziałam o nich chyba wszystko. Jess wzięła
mnie w obroty, a ja obawiałam się skutków tej metamorfozy, bo nie miałam czasu
zajrzeć w lustro.
Czesanie,
malowanie, przebieranie… nad wszystkim panowała moja niezastąpiona
przyjaciółka. Było mi źle z tym, że odezwałam się do niej dopiero, kiedy
potrzebowałam pomocy, dopiero po tych długich dwóch latach. Ale ona była
cudownym człowiekiem… nie chowała do mnie urazy, wiedziałam, że mogę na nią
liczyć i bezgranicznie jej zaufać.
Wreszcie
skończyła, a ja mogłam przejrzeć się w ogromnym lustrze w korytarzu.
„Przecież
to nie ja!” krzyknęłam, a moje oczy zrobiły się szklane. Tak bardzo
przypomniałam tą [T.I] sprzed lat. Rzuciłam się Jess na szyję i przytuliłam
najmocniej jak tylko potrafiłam. „Oj, [T.I] – nie becz, rozmyjesz makijaż!”
powiedziała chichocząc i sama zaczęła się szykować.
Chodziłam w
tą i z powrotem po całym pokoju. Jess upominała mnie, a ja uspokoiłam się
dopiero, kiedy solidnie mnie ochrzaniła. Tak bardzo bałam się spotkania z Lou…
tego, czy do niego w ogóle dojdzie, a jeśli tak to, co Mu powiem. W mojej
głowie panował jeden wielki mętlik. Wtedy Jessy oznajmiła, że pora wychodzić,
jeśli nie chcemy się spóźnić i zaprzepaścić szansy na odkręcenie tej całej
sytuacji.
Kilkanaście
minut później stałyśmy pod areną. Zainwestowałyśmy w bilety VIP, więc weszłyśmy
do środka, jako jedne z pierwszych. Otaczały nas podekscytowane fanki z
plakatami, koszulkami i Bóg wie, czym jeszcze. Jess także uległa tym wszystkim
emocjom, jako Directionerka. Ja jednak byłam zbyt zdenerwowana, żeby zwracać uwagę
na to, co się w około działo. Po dobrej godzinie oczekiwania, na scenę wszedł
jakiś facet i zapowiedział wejście zespołu. Jeden wielki pisk, pchanie na
barierki, ale ja wiedziałam, dlaczego to znoszę.
Wtedy na
scenę wskoczyła piątka chłopców. Wśród nich był także Lou. Nie mogłam pojąć, że
ten optymista, który nosił mnie „na baranach” dwa lata temu, teraz jest
pożądany przez miliony dziewczyn na całym świecie i zyskał tak wielką sławę.
Byli
naprawdę dobrzy. Ich muzyka wprawiła mnie w świetny humor i dałam się nawet
wkręcić w powtarzanie tekstu. Jess szalała, szarpała mnie za rękę, piszczała.
Nie wiedziałam, że tak bardzo ich ubóstwia. Stałyśmy pod samą sceną, więc
często przechodził koło nas albo Niall albo Liam. Kiedy Lou był blisko, moje
serce zaczynało szybciej bić. W pewnym
momencie miałam wrażenie, że zauważył mnie i wpatrywał się we mnie przez
dłuższą chwilę. Kiedy skierowałam wzrok na Niego, on odwrócił głowę w inną
stronę.
Koncert
dobiegał końca, ostatnia piosenka i pożegnanie… czas na kulisy. Serce podeszło
mi do gardła i biło jak szalone. Jess wyczuwając moje emocje, wzięła mnie za
rękę. Dzięki niej nabrałam pewności siebie. Wziąłam głęboki oddech i weszłyśmy
razem do pomieszczenia, w którym odbywały się spotkania z chłopakami. Na ich…
Jego widok odebrało mi mowę. Naszczęście miałam przy sobie moją kochaną Jessy.
Zagadała coś o tym, że są świetni, a oni wciągnęli się w rozmowę… wszyscy
oprócz Lou. Wpatrywał się tylko we mnie tymi swoimi niebieskimi oczami. Nagle
wstał. Chłopcy bacznie go obserwowali, jednocześnie rozmawiając z Jess.
Skierował się w moją stronę. „Wróciłaś… taką właśnie pamiętam Cię, kiedy
pierwszy raz zobaczyłem Cię na lotnisku” powiedział cicho. Reszta boy bandu
zrozumiała, o co chodzi i wyszła z pomieszczenia razem z moją przyjaciółką.
Zostaliśmy sami. On uśmiechnął się cudownie. „Chciałam… tak bardzo Cię
przepraszam, Lou” zaczęłam nieśmiało. „Tak dawno nikt nie zwracał się tak do
mnie” odparł chichocząc.
„Nie
chciałam, żeby to wszystko tak wyszło… tyle niepotrzebnych słów skierowałam w
Twoją stronę, ale zrozum… naprawdę ciężko było mi przyjąć do wiadomości, że
mój… że ten chłopak, który przed dwoma laty przyniósł mi śniadanie do łóżka
teraz jest światową gwiazdą… tym bardziej, że słuchając innego gatunku
muzycznego nie miałam pojęcia o One Direction” przemówiłam, a On wpatrywał się
we mnie. „Ugh… rozumiem. Ja również nie
jestem bez winy. Zaniedbałem nasz kontakt, nasze rozmowy przez castingi,
X-Factora… tyle się wydarzyło, a ja nie miałem ani chwili oddechu„ powiedział z
poczuciem winy doskonale słyszalnym w Jego głosie. „Wierzę, że to, co nas połączyło jest prawdziwe… a to co prawdziwe,
przetrwa wiecznie. Pamiętasz? Kiedy wracam do przeszłości, wiem, że ja
nadal w to wierzę. Wiem, że nie dotrzymałem obietnicy, dużo się pozmieniało,
ale jeśli mimo tej całej otoczki fanów, koncertów, będziesz miała siłę, aby
spróbować jeszcze raz…” zwrócił się do mnie.
„Nigdy nie
miałam okazji Ci tego powiedzieć… kocham Cię Lou, kocham” wyszeptałam, a On
przysunął się do mnie… był tak blisko. Złożył na moich ustach delikatny
pocałunek.
„Yeaaaah!
Wooooh! Kiss, Kiss, Kiss!” do pokoju wpadli rozentuzjazmowani chłopcy:
uśmiechnięty Niall z bujną blond czupryną, wijący się w jakimś dziwnym tańcu
Zayn oraz Harry z jego burzą loków z Liamem na plecach. Cała ta romantyczna
atmosfera prysnęła, ale ja nie byłam zawiedziona… mogłam nadrobić zaległości
związane z One Direction, czyli największymi gwiazdami tych czasów. Zbyt długo
siedziałam zamknięta w tej otoczce ciężkiej muzyki.
Postanowiliśmy
przenieść się z tej dziwnej garderoby do mieszkania Jess. Moja Jessy
przygotowała na szybko jakieś przekąski, chłopcy pobiegli do pobliskiego
sklepu. Siedzieliśmy do rana. My (ja i Lou) musieliśmy opowiadać ciekawskiej
czwórce, jak się poznaliśmy, nie pomijając żadnego szczegółu. Później
poprosiłam chłopaków, żeby opowiedzieli mi o tym, co ominęło mnie przez te dwa
lata i jak powstał zespół (również nie odpuściłam im żadnego szczegółu), a to
już dłuższa historia. Tak właśnie minął jeden z najmilszych wieczorów w moim życiu.
Poranek też był niczego sobie. Otworzyłam oczy. Tuż obok mój Lou, a ja znowu
mogłam rozkoszować się ciepłem Jego ramion, a gdy siegnęłam wzrokiem nieco
dalej… cała reszta wesołej gromadki rozsypana po kanapie (pomijając Zayna,
który w niewyjaśnionych okolicznościach znalazł się na podłodze).
Jednak
znowu dopadła mnie rzeczywistość. Za kilka dni znowu miałam wracać i rozstawać
się z Louisem. Mimo to, wiedziałam już, czego chcę od życia. Postanowiłam te
kilka ostatnich dni spędzić u Jess. Ciotka Gabrielle? Podziękowałam za gościnę,
przytuliłam, powiedziałam, że miło było ją poznać mimo wszystko. Chciałam pozostawić
pomiędzy nami pozytywną relację. Co potem? Przeniosłam się do Jess. Ona pomogła
mi podjąć decyzję, co do przyszłości.
Siedząc
przy kubku ciepłej herbaty, zrobiłyśmy sobie leniwy dzień. Ona dziękowała mi
nieustannie, za to, że miała okazję spędzić wieczór ze swoimi idolami, a ja
zanudzałam ją opowieściami o Lou. Było sielankowo. Przemiły dzień. Postanowiłam
jednak przedyskutować z nią to, co zamierzałam zrobić ze swoim życiem. Bardzo
mi pomogła… kolejny raz. Była nieoceniona. Razem doszłyśmy do tego, co powinnam
zrobić i wiedziałam już z całą pewnością, chcę. Postanowiłam wrócić do mojego
kraju, pobyć z rodziną, a później z całym moim życiem przenieść się do Londynu.
Tutaj było moje miejsce i mój tlen - Lou. Chciałam Go mieć blisko. Jego również
ucieszyła moja decyzja. Miałam zamieszkać tymczasowo z Jessy, znaleźć pracę. Tak
miała wyglądać moja przyszłość, przyszłość u boku Lou. Wiedziałam, że u boku
mojego Supermana mogę czuć się bezpieczna… i kochana. Byłam pewna.
Tymczasem,
następnego dnia ruszyliśmy w stronę lotniska - ja i moja wesoła gromadka :
Jess, Niall, Liam, Harry, Zayn… no i Lou. Wszyscy rzucili się do grupowego
uścisku, nie wiem, jakim cudem go przeżyłam. Potem musieli uciekać przed tłumem
piszczących fanek, ale mimo to Lou został. Pociągnął mnie tylko w jakieś
ustronne miejsce. Mocno przytulił, ucałował i pożegnał mnie słowami „wracaj do
Londynu jak najszybciej, czeka na nas nowe życie”. Musiałam iść… tym razem nie
zamierzałam płakać, wiedziałam, że będzie dobrze. Odwróciłam się, aby ostatni
raz spojrzeć na Lou. Biedak… zniknął mi z oczu w tłumie fanek. Wiedziałam
jednak, że mój idol będzie na mnie czekał, a ja wrócę tutaj niebawem, niczym
najwierniejsza fanka.