18.03.2013

#10. Zayn /Music Shop Hero/

Mówił Wam już ktoś, że jesteście kochani? ♥
Blog istnieje 2 tygodnie i już jest ponad 500 wyświetleń!!! Szczerze, nie spodziewałam się tego.
Dziękuję :*
A ze spraw organizacyjnych... Wera zrezygnowała z prowadzenia ze mną tego bloga, ale nie martwcie się, zamiast niej, imaginy będzie tu dodawać WILMA.
Tym razem, ja dodaję jej pierwszego imagina :D
Dziewczyna liczy na Waszą opinię w komentarzach! xoxo.




Otworzyłam oczy. Wiedziałam, że to będzie jeden z tych dni, kiedy ma się wszystkiego i wszystkich dość bez żadnego, konkretnego powodu. Zaczęłam zastanawiać się, czy ruszyć się z łóżka, a może jednak szczelnie okryć się ciepłą kołdrą i obudzić dopiero jutro. Wiedziałam jednak, że muszę się ogarnąć i mimo wszystko stawić czoła codzienności, tak bardzo szarej codzienności.
Wstałam, uważnie pilnując, aby pierwsza noga, która „wydostanie się” z łóżka, była nogą prawą… cicho liczyłam, że chociaż to uchroni mnie przed całym złem, które czeka mnie w nowej pracy.
…właśnie, nowa praca. Na samą myśl miałam ochotę uciec z powrotem do mojego zagrzanego łóżka.
Mój portfel świecił pustkami, pilnie potrzebowałam trochę grosza, w ofertach pracy nie można było przebierać, więc nie wybrzydzając przyjęłam pierwszą lepszą pracę w sklepie muzycznym w centrum miasta. Szef był gburowatym mężczyzną, liczącym się tylko ze swoim egoistycznym zdaniem i kochającym wyłącznie swojego grubego psa, który niebawem zamiast chodzić, będzie się toczył.
Włócząc z niechęcią nogami, poszłam przygotować sobie coś do jedzenia. Właściwie? Nie byłam głodna, myślałam tylko jak zły może być dzień dzisiejszy. Przechodząc obok kuchenki, zerknęłam na zegar.
8.00! O tej porze powinnam w pełni ogarnięta stawić się na dywaniku u Gbura. W panice zaczęłam zakładać na siebie przypadkowe ubrania, na które natknęłam się poszukując mojego telefonu. Wybiegłam w pośpiechu z mieszkania, wsiadłam na rower i niczym zawodowy kolaż, starannie omijając przeszkody w postaci ludzi, 10 minut później dotarłam pod witrynę sklepu.
„Mogłam zostać w łóżku…” pomyślałam, widząc minę szefa, stojącego obok stosu pudeł. Chwilę później dostałam niezły ochrzan, zostałam obszczekana przez chodzącą kulkę, tak uwielbianą przez Gbura i zostałam zawalona poleceniami, które miałam wykonać.
Tak, mój pierwszy dzień pracy nie mógł wyglądać lepiej… Ze spuszczoną głową wzięłam się do roboty. Na „dobry początek” zajęłam się rozpakowywaniem owych pudeł.
Właśnie wtedy moje życie miało wywrócić się do góry nogami. Usłyszałam dzwonek, mój pierwszy klient podszedł do lady. Przeklinając cicho na cały świat, odwróciłam się… i spojrzałam w ciemnobrązowe oczy, najpiękniejsze oczy, jakie kiedykolwiek dane mi było zobaczyć.
Na ziemię sprowadził mnie Jego melodyjny głos „hej, wszystko w porządku?”. Zbierając w sobie resztki opanowania, wydukałam coś w stylu „tak, jest OK”. Jak przystało na etykietę wzorowego sprzedawcy, zapytałam „w czym mogę pomóc?”. To nie był mój głos. Mój głos nigdy nie był tak roztrzęsiony, tak inny…
Nagle z zaplecza wyszedł mój szef i entuzjastycznie przywitał chłopaka. „Gbur i entuzjazm?” pomyślałam, lekko zaszokowana.
Udając zajętą pracą, wytężałam słuch, jak tylko mogłam. Z ich rozmowy wynikało, że ciemnooki ma na imię Zayn, a mój szef jest jego… wujkiem?! Wytrąciło mnie to z równowagi tak bardzo, że niezdarnie potrąciłam regał z płytami CD, one rozsypały się niczym domino, a ja wylądowałam pod nimi. „Gorzej być nie mogło” myślałam, nie mając zamiaru wynurzać się spod stosu płyt i spalić się ze wstydu. Właśnie wtedy zobaczyłam, że ktoś wyciąga w moją stronę dłoń. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, chwyciłam ją.
Była to dłoń chłopaka o tych cudownych oczach. „Wszystko okay?” zapytał ze szczerze zaniepokojoną miną, po czym zwrócił się do Gbura:
- Wujku, chyba na dziś koniec wrażeń dla… (tutaj szef wtrącił moje imię), odprowadzę ją bezpiecznie do domu, dobrze?
Szefowi spełznął uśmiech z twarzy, błyskawicznie zastąpiony został grymasem. Nie dziwiłam mu się… zatrudnił niezdarę, musiał sam sprzątać ten bałagan… ale chwileczkę! Czy ja się przesłyszałam? Zayn powiedział „odprowadzę”?
Moje myśli zaczęły chaotycznie wirować.
„To co? Idziemy?” zapytał pogodnie brunet. Kiwnęłam tylko twierdząco głową. On otworzył przede mną szarmancko drzwi (pierwszy raz ktokolwiek otworzył przede mną jakiekolwiek drzwi). Przypomniałam sobie nagle o moim rowerze porzuconym w pośpiechu pod witryną, „Zayn…” (po raz pierwszy użyłam jego imienia, brzmiało ono tak dziwinie, tak.. pięknie). On również zauważył mój wehikuł. Energicznie wsiadł na niego i zwrócił się do mnie:
- Zamawiała pani taksówkę?
Wybuchnęłam śmiechem, wskoczyłam na rułkę i chwiejnie, ale stabilnie ruszyliśmy w drogę. Ja robiłam za GPS, a On śmiał się serdecznie.
Wreszcie dotarliśmy pod moje mieszkanie, oboje w dobrych humorach.
- Ile jestem Panu winna? – zapytałam z szerokim uśmiechem.
- Myślę, że cappucino w Twoim towarzystwie powinno wystarczyć.
Weszliśmy do mieszkania. Zaynowi wskazałam salon, a sama poszłam robić obiecaną kawę. „…[T.I], rano podjęłaś dobrą decyzję, wstając z łóżka” podsumowałam wydarzenia dnia.
„O czym tak rozmyślasz?” usłyszałam nagle łagodny szept. Odwróciłam się gwałtownie i znów spojrzałam w te niesamowite oczy, tym razem były jednak o wiele bliżej, mogłam dostrzec każdy element Jego tęczówki…
…tsssssss, właśnie wtedy przypomniał sobie o nas czajnik. Zayn oddalił się, a ja zalałam kawę, po raz kolejny wytrącona z równowagi.
Kiedy weszłam do salonu, On zajęty był przeglądaniem kolekcji moich płyt. Ku mojemu zaskoczeniu zmasakrowane przez los radio stojące w kącie wydało tchnienie w postaci „…now I've had the time of my life, no I never felt like this before”*. Zayn widocznie postanowił pobawić się w DJ i pomajstrować przy moim starym radiu i stosie zakurzonych płyt. Niespodziewanie, tanecznym krokiem zjawił się tuż obok mnie i wyciągnął w moją stronę dłoń. „Zayn… nie jestem dobrą tancerką” wymamrotałam. „ochh…nie marudź i zatańcz ze mną!” powiedział chichocząc, po czym przyciągnął mnie do siebie.  Zatraciłam poczucie czasu, nawet nie wiem, kiedy piosenka dobiegła końca. Wtedy zadzwoniła Jego komórka. Odebrał. Rozmowa była krótka. Włożył telefon do kieszeni, tylko kilka słów zdołałam wychwycić z Jego chaotycznych tłumaczeń - „muszę iść”, „odezwę się”, „pilne”… i uciekł, tak po prostu. Zostałam sama.

Kolejny dzień… wszystko robiłam mechanicznie, myślami byłam daleko, a w mojej głowie układały się różne scenariusze. Starałam się stłumić dezorientację, które nadal we mnie siedziała. Miałam dwa dni wolnego od pracy, więc pozwoliłam sobie na długi spacer. Liczyłam na ukojenie chaotycznego echa dnia wczorajszego. Chodziłam po nieznanych mi uliczkach, oglądałam bezcelowo wystawy, tak po prostu. Ściemniło się… „pora wracać do domu” pomyślałam.
Właśnie przekręcałam klucz w drzwiach do mojego mieszkania, kiedy po schodach zbiegł mój sąsiad.
- [T.I] lepiej tam nie wchodź! Całe mieszkanie zalane, pani Smith, ta staruszka z góry zapomniała zakręcić kurek po kąpieli…
Starałam się opanować mętlik w głowie i racjonalnie pomyśleć o jakimkolwiek noclegu… „przecież nie spędzę nocy na ulicy” pomyślałam. Zdecydowałam zadzwonić do cioci, mieszkającej dwie przecznice dalej.
Ciocia była kochaną osobą, przyjęła mnie z otwartymi ramionami. Nieustannie krzątała się wokół mnie, przygotowała mi górę jedzenia i w kółko powtarzała „Moje biedactwo!”. Pierwszy raz od dawna poczułam się bezpieczna…
Byłam wykończona. Przebrałam się w luźny t-shirt, do uszu włożyłam słuchawki z ulubioną muzyką… nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.

„[T.I] masz gościa” obudził mnie łagodny głos mojej cioci. Słyszałam jak lekkim krokiem oddala się, mimo to, nadal czułam w pokoju czyjąś obecność. Uchyliłam lekko powieki i zobaczyłam zarys męskiej postaci… postaci tego pięknego bruneta. Gwałtownie nakryłam głowę po sam czubek kołdrą. „…nie możesz mnie oglądać w takim stanie!” krzyknęłam histerycznie.
- [T.I], nie bądź niepoważna. Rozespana czy nie… i tak jesteś najśliczniejsza na tym całym, malutkim świecie – powiedział łagodnie, po czym obdarzył mnie swoim najpiękniejszym uśmiechem.
„Znajdzie się dla mnie miejsce u Twojego boku?” zapytał cudownie chichocząc i zagrzebał się w pościel tuż obok mnie. Mogłam teraz bezkarnie rozpływać się w Jego pięknych oczach i przyjrzeć się każdemu elementowi jego idealnej twarzy. Ucałował mnie czule w czoło i powiedział: „Przepraszam, że wczoraj Cię zostawiłem, ale…”, głos mu się załamał. Z trudem opowiedział mi o owej krótkiej rozmowie telefonicznej.  Dowiedział się o śmierci swojego dziadka… z Jego słów mogłam wyczytać, jak bardzo był mu bliski, a Jego oczy mówiły wszystko. Przytuliłam Go bez zbędnych słów… był taki bezradny.
Być może to był złoty środek na poprawę samopoczucia, bo chwilę później wyskoczył z łóżka, zabrał mi kołdrę i wybiegł z pokoju. Byłam nieco skołowana tym, że znowu mi uciekł, ale nie zdążyłam nawet zawołać „Zayn!”, a on z powrotem był w moim pokoju… z tacą pełną jedzenia.
„Śniadanie do łóżka!” zawołał z promiennym uśmiechem, po czym dodał „…ale myślę, że się ze mną podzielisz, co?”. Nie dał mi nacieszyć się ciocinymi naleśnikami. Pociągnął mnie za rękę i zaprowadził na balkon.
Był piękny dzień, jeden z takich, kiedy chce się żyć, kiedy wszystko mówi o szczęściu. Było idealnie… nie, przepraszam – to nie ten moment.
Zayn przyciągnął mnie do siebie, tak mocno, że nie miałam szans się uwolnić. Nie protestowałam. Złożył na moich ustach delikatny pocałunek, niezwykły… nasz pierwszy.
TERAZ mogę powiedzieć - było IDEALNIE.


---------------------------------------------------------------------------------I jak Wam się podoba? Mnie osobiście bardzo :D
Pech chciał, że dopadło mnie okropne przeziębienie, dlatego zostaję jutro w domu. Będzie kolejny Harry! ♥♥♥

~Nicki






1 komentarz: