28.03.2013

#15. Louis /Welcome London (Część 2)/

Na "dobry wieczór" druga część Lou. Jeśli Wam się spodoba to dajcie znać... w sumie, jeśli nie przypadnie Wam do gustu też się odezwijcie :3

Życzę miłej lektury xoxo






Poranek. Ciche pukanie do drzwi. „Proszę” zawołałam rozespana. Kolejny raz mogłam przekonać się, że myliłam się co do Louisa. Wszystkie wątpliwości i obawy dnia wczorajszego, gdzieś uleciały, kiedy zobaczyłam Go w drzwiach z tym serdecznym uśmiechem na twarzy i tacą pełną jedzenia. To był Jego przepis na „dzień dobry”. Nie dał mi jednak długo wylegiwać się w łóżku i nacieszyć się pysznymi kanapkami. Jak mówił, miałam się dziś zaopatrzyć w dobry humor i czekać na niego na dole za 10 minut. Nie zwlekając zaczęłam zbierać się z łóżka. Za sprawą Lou dobry humor towarzyszył mi od samego rana, więc włożyłam do uszu słuchawki, włączyłam ulubiony kawałek i tańcząc po całym pokoju, zaczęłam szukać jakiś ubrań. Po upływie minuty, przechodząc obok drzwi zauważyłam szczerzącego zęby Louisa. „Musisz mnie koniecznie nauczyć tych kroków” powiedział chichocząc i wyszedł udając dziki taniec. Moją twarz oblały rumieńce. Tym razem bez pląsów, skończyłam się ubierać i kilka minut później byłam już na dole. Zszedł i Louis. Pociągnął mnie za rękę w kierunku drzwi. Jako gentelman otworzył przede mną drzwi swojego samochodu. Włączył radio, podkręcił głośność i ruszyliśmy, właściwie nie wiem, dokąd. Nucił pod nosem i serdecznie się uśmiechał. Pytał o mnie, moje życie, zainteresowania. Udawał, a może właściwie był bardzo dobrym słuchaczem. Mogłam opowiadać dosłownie o wszystkim, a jego wszystko interesowało.
W międzyczasie dotarliśmy na jakiś parking. Zaparkował auto i ani zdążyłam się obejrzeć, a on już otwierał przede mną drzwi. „Welcome In London!” powiedział entuzjastycznie i pociągnął mnie za sobą.
Ktoś, kto obserwowałby nas z boku, pomyślałby pewnie o nas, jako o dwójce porąbanych ludzi, biegających po wszystkich możliwych uliczkach miasta. To nie było typowe zwiedzanie rodem z wycieczek szkolnych… było wyjątkowe, a ja miałam najlepszego przewodnika na świecie. Po dwóch godzinach poznawania Londynu nie czułam nóg. Z ulgą opadłam na pierwszą lepszą ławkę spotkaną po drodze. Niestety uśmiech Lou nie wróżył nic dobrego, bynajmniej dla mnie. „I’m Superman!” krzyknął, a kilku przechodzących ludzi oglądnęło się za nami. Kazał wskoczyć mi sobie na plecy i zaniósł mnie pod same drzwi kawiarni. Zamówił dla nas dwa największe gofry, jakie kiedykolwiek widziałam. Mimo moich sprzeciwów, musiałam pod baczną obserwacją Lou zjeść całego. „Zaraz pęknę!” protestowałam, a on tylko uciszał mnie tym swoim „shhhh”, jak gdyby zapomniał o swoim okrzyku Supermana sprzed godziny. W ten oto magiczny sposób zjadłam ogromnego gofra z bitą śmietaną i owocami.
„Pora wracać” oznajmił Lou, a ja poczułam, że nie chcę nigdzie iść. Coś działo się w moim sercu, nie chciałam jednak o tym myśleć.
Dzień minął tak szybko… nie chciałam iść spać, chciałam jeszcze posiedzieć z moim przewodnikiem. Moje siły fizyczne zostały jednak doszczętnie wyczerpane, a powieki same opadały. Zawlokłam się jakoś do łóżka i po raz kolejny momentalnie zasnęłam.
Kilka kolejnych dni spędziłam bez Louisa. Jak przystało na wymianę szkolną, musiałam chodzić na jakieś zajęcia. Niestety Lou nie uczestniczył w nich razem ze mną. Widywaliśmy się tylko rano przy śniadaniu, kiedy tak ślicznie się uśmiechał mimo swojego rozespania i wieczorem, kiedy zajęcia się kończyły. Wtedy oboje byliśmy jednak zbyt zmęczeni na jakiekolwiek wypady. Siedzieliśmy tylko w salonie i oglądaliśmy seriale.
Ten tydzień minął szybko, zdecydowanie zbyt szybko. Odczuwałam pewną pustkę, a w mojej głowie kotłowało się od uczuć i nierozpoznanych emocji.
Ostatni wspólny wieczór. Znowu wypaleni zbyt dużą ilością zajęć, siedzieliśmy obok siebie na kanapie i przeskakiwaliśmy między kanałami w TV. Lou co chwilę zerkał w moją stronę, myśląc, że tego nie widzę. W Jego oczach była jakaś nierozszyfrowana iskierka. Do tego ten Jego nie wróżący nic dobrego uśmiech. Wiedziałam, że coś kombinował… Nie chcąc się zadręczać różnymi dziwnymi scenariuszami, poszłam się położyć. Zasnęłam ze słuchawkami w uszach.
„[T.I], pobudka!” usłyszałam przez sen cichy szept tuż przy moim uchu. Otworzyłam oczy… ciemno. Dostrzegłam tylko zarys postaci Louisa na końcu mojego łóżka. Oświeciłam światło i zerknęłam na zegar – była 2.37. „O co chodzi Lou?” zapytałam zaspana i zbita z tropu. „…ucieknijmy razem” usłyszałam po raz kolejny ten łagodny szept. „Ugh.. Lou nie żartuj sobie” wymamrotałam, przewracając się na drugi bok. On był jednak całkiem poważny, a Jego oczy znowu tak przedziwnie błyszczały. Niewiele myśląc (racjonalne myślenie nie jest możliwe o tej porze) narzuciłam na siebie ubrania. Ten uśmiechnięty optymista sprzed kilku dni znowu powrócił. Kiedy chciałam zasypać go mnóstwem pytań, On tylko położył na moich ustach palec. Pociągnął mnie w kierunku drzwi, które bezszelestnie otworzył. Przeszliśmy na palcach obok pokoju Jego mamy i zeszliśmy ostrożnie po schodach. Kiedy zatrzasnęliśmy za sobą drzwi frontowe, odetchnęliśmy z ulgą.
„Przespacerujemy się?” zapytał ze swoim najpiękniejszym uśmiechem. Kiwnęłam potakująco głową. Wplótł swoją dłoń w moją i ruszyliśmy w nieznanym mi kierunku. Tym razem to ja zaczęłam go przepytywać, tak jak On zrobił to w samochodzie. Tak wspaniale opowiadał… mogłam słuchać Go godzinami. Był tak fascynujący, a ja straciłam rachubę kroków. Nie miałam pojęcia, gdzie byliśmy ani gdzie idziemy – liczył się tylko On.
Nagle zatrzymał się. Stanęliśmy przed rzeźbioną, białą furtką. Lou wspiął się po niej i zniknął po drugiej stronie. Zdezorientowana, rozglądałam się w około. Wtedy furtka otworzyła się, a ja zobaczyłam Lou… mojego Lou. Właśnie wtedy moje serce zaczęło mocniej bić. Całkowicie mu zaufałam, kiedy poprosił mnie o zamknięcie oczu. Prowadził mnie w nieznane, ale ja czułam się bezpiecznie. Zatrzymaliśmy się.
„Otwórz oczy” powiedział. Uchyliłam powieki i ujrzałam ogromy ogród, oświetlony tysiącami światełek. Pośrodku stał okrągły stolik z dwoma krzesłami. Louis objął mnie w pasie i podeszliśmy bliżej. Stół zastawiony był niezliczonymi ilościami jedzenia, butelką szampana w zestawie z dwoma lampkami oraz wazonikiem z kwiatami. Lou wyjął je z wody i z szerokim uśmiechem wręczył mi je. Było idealnie… bałam się jednak, że to tylko sen, a ja obudzę się rano ze łzami w oczach. Postanowiłam dać się porwać chwili i nie myśleć o niczym, a raczej o nikim innym.
Zasiedliśmy do stołu. Udawałam, że jem. Zerkałam jednak co chwilę na tego pięknego chłopaka. Bałam się, że zaraz zniknie. W pewnym momencie wstał i wzniósł toast „za to, że ma mnie u swego boku”. Wtedy też usłyszałam najpiękniejsze słowa, jakie dane mi było usłyszeć kiedykolwiek: „you’re perfect to me” powiedział tak… szczerze, tak prawdziwie. Chciałam napawać się tą chwilą, nie przerywając sobie tak błahymi sprawami jak jedzenie. Milczeliśmy. Wpatrywaliśmy się w siebie tylko… ja i jego niebieskie oczy, sam na sam.
Wtedy coś do mnie dotarło. Moje oczy wypełniły się łzami, a to nie umknęło Jego uwadze. Podszedł do mnie i mocno mnie przytulił, pytając „co jest nie tak?”. Wtuliłam się w jego ramiona jak najmocniej. Pragnęłam, aby ta chwila trwała wiecznie. Wyszeptałam mu na ucho „przecież jutro wyjeżdżam…”
Otarł łzy z moich policzków i milcząc, pocałował. Delikatnie… tak cudownie. Moje obawy zniknęły na tę jedną, wyjątkową chwilę. Postanowiliśmy pomału wyruszyć w stronę domu mojego Supermana. Mimo Jego pocieszeń i naszych sztucznych uśmiechów, wiedzieliśmy, że z każdym krokiem zbliżamy się do naszego rozstania. Może właśnie, dlatego nasze kroki były powolne…
Dużo rozmawialiśmy. Dzieliliśmy nasze obawy, a one były tak bardzo realne. Musiałam powstrzymywać się od płaczu. Ja miałam jutro wyjechać, On miał niebawem wyjechać na studia. Mieliśmy żyć bez siebie, oddaleni o tysiące kilometrów. Wydawało mi się, że życie bez Lou jest niemożliwe, tak jak życie bez tlenu. Lou był moim tlenem, a teraz miało mi go zabraknąć…
Drzwi frontowe. Znowu ciche przekradanie się do mojego pokoju. Znowu zerknęłam na zegar – 5.24. Louis uparcie twierdził, że powinnam położyć się spać, bo czeka mnie jutro długa podróż. Ja nie chciałam tracić Jego uśmiechu, Jego widoku ani na chwilę, ani na jedną krótką chwilę. Każda minuta spędzona w Jego towarzystwie wydawała mi się cenna. Usiadł koło mnie, a ja wtuliłam się w Jego ciepłe ramiona. Rozmawialiśmy jeszcze długo. W pewnym momencie zasnęłam, zmęczona emocjami.
Obudził mnie pogodny głos pani Tomlinson: „[T.I], pora wstawać, bo spóźnisz się na lotnisko, moja droga”. Otworzyłam oczy. Spojrzałam na miejsce, w którym wczoraj był Lou… puste. Rzeczywistość mnie uderzyła, a ja zostałam pokonana.  Przed panią Tomlinson musiałam udawać, że wszystko jest OK. Ze sztucznym uśmiechem na twarzy, zjadłam śniadanie, spakowałam się. Nigdzie nie było Louisa.
Wtedy Jego mama poinformowała mnie, że pora wyjeżdżać. „Lou podwiezie mnie na lotnisko, tak?” zapytałam. „Och kochana, to Louis nic Ci nie powiedział? Musiał gdzieś pilnie wyjść… ale zostawił Ci to” powiedziała, podając mi kopertę.
Zapakowałyśmy moją walizkę do auta i ruszyłyśmy w drogę. Musiałam ukoić swój mętlik w głowie i ujarzmić te wszystkie myśli. Otworzyłam kopertę. Zobaczyłam list… list od Louisa.



Moja najdroższa [T.I]
Wiem, że czytając ten list, będziesz czuła się zagubiona w tych wszystkich uczuciach, ale przeczytaj i postaraj się zrozumieć.
Kiedy obudziłem się dzisiaj tuż obok Ciebie i zobaczyłem, jak słodko śpisz, poczułem się bezsilny wobec tego, co miało nastąpić. Ja również mam jeden, wielki mętlik w głowie.
Może pomyślisz, że jestem zwykłym tchórzem, ale nie miałem siły na konfrontację z całą tą sytuacją. Nie chciałem przyglądać się bezradnie, jak pomału Cię tracę. Bałem się, że mogę tego nie wytrzymać… bałem się również o Ciebie. Nie chciałem Cię zranić jeszcze bardziej, zadać Ci kolejnego ciosu. Los jest przeciwny nam, robi wszystko, żeby nas od siebie oddalić. Chciałbym, żeby te wszystkie chwile trwały wiecznie, ale tysiące kilometrów, jakie nas dzielą nie pozwalają nam na to. Wierzę, że to, co nas połączyło jest prawdziwe… a to co prawdziwe, przetrwa wiecznie.
Nie chciałem Cię zranić, dlatego uznałem, że będzie lepiej, jeśli rano nie będziesz mnie oglądać. Może to był błąd, może teraz masz mnie za totalnego idiotę, ale wiedz, że Twoje dobro jest dla mnie najważniejsze.
Będę starał się o tę miłość z całych sił, mimo przeszkód. Pamiętaj, że jesteś dla mnie idealna. Chcę powiedzieć Ci także coś, czego nie zdążyłem Ci powiedzieć. Kocham Cię.

Na zawsze Twój,
Lou


Łzy znowu spłynęły po moich policzkach. Tym razem nie miałam przy sobie nikogo, kto czule by je otarł. Wiedziałam jednak, że ja również za wszelką ceną będę walczyć o tę miłość… „(…) To co prawdziwe, przetrwa wiecznie (…)”


~ Wilma


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz